- No to mamy przejebane - powiedziałem na głos, chowając twarz w swoich dłoniach. Co my teraz zrobimy? Przecież jak te zdjęcia trafią do gazet, będzie z tego wielka afera! - nerwowo rozmyślałem. Nie mogłem uwierzyć, w to co prawdopodobnie stanie się, być może już jutro. Fotka Ash'a w gazecie. Tylko tego mi brakowało! A pobyt w Las Vegas miał być taki udany. Energicznie wstałem z krzesła i skierowałem się ku wyjściu. Nagle coś się na mnie wylało. To była woda.
- Stary, gdzie tak pędzisz!? - spytał zdezorientowany Jake, trzymając w ręce dwa kubki, które jeszcze przed chwilą były wypełnione wodą.
- Jest problem - powiedziałem całkiem poważnie.
- Jaki? - uniósł brew. Zdziwienia malowało się na jego twarzy.
- Paparazzi właśnie przed chwilą trzasną fotę Ashleyowi i uciekł. Jutro możemy się spodziewać go na okładce jakiegoś plotkarskiego magazynu - powiedziałem z słyszalnym zażenowaniem w głosie. - Mogłem spodziewać się, że tak właśnie będzie.
- Andy, nie załamuj się. Damy radę. Purdy nie raz był na pierwszej stronie.
- A pamiętasz, co za ostatnim razem powiedział nam Steven?
- Tak niezbyt - podrapał się po głowie. Ja tylko przewróciłem oczami i zabrałem się do kontynuowania mojej wypowiedzi.
- Steven powiedział, że jeszcze jedna taka wpadka, a ten debil będzie miał poważne kłopoty. Jeśli sponsorzy się dowiedzą, że był pod wpływem alkoholu, to będzie pozamiatane. Asha wywalają na zbity pysk, a BVB się rozlatuje.
- Niezbyt kolorowa przyszłość. Musimy coś zrobić.
- Tylko co? Nie wiem kto pstryknął to zdjęcie. Działać będziemy mogli dopiero, gdy fota pojawi się w prasie. Wtedy poprosimy o pomoc Stevena. Nie mamy wyjścia - powiedziałem przejęty.
Perspektywa Clary - wieczór
Po krótkiej drzemce w salonie zastałam całą ekipę oglądającą jakiś film. Bez ostrzeżenia rzuciłam się na kanapę, na której siedzieli Ricky i Chris, w efekcie na kolanach Ricky'ego spoczywały moje nogi, a na Chrisa, reszta mojego ciała.
- Kobieto nie strasz mnie! - krzyknął Cerulli, który teraz próbował uspokoić oddech.
- Coś ty taki bojaźliwy? - zaśmiałam się cicho - Przecież nikt nie podejdzie do ciebie z piłą mechaniczną i cie nie zabije.
- Niby nie, ale nigdy nie wiadomo - zaśmiał się.
- Okey, rozumiem - również się zaśmiałam - To co robimy?
- Wy nie wiem co, ale my musimy już lecieć - powiedział Sola.
- Ja jeszcze chwile zostanę - oznajmił Ricky.
Reszta zespołu przytaknęła i opuściła mieszkanie. Chwilę potem Olson powiedział mi, że przed ich trasą chciałby mieć ze mną kilka zdjęć, które mógłby wrzucić na Instagrama. Zgodziłam się, ponieważ takie zdjęcia to zawsze jakaś pamiątka. Po jakże profesjonalnej sesji, Horror opuścił mieszkanie Andy'ego. Dziewczyny w tym czasie siedziały na tarasie i paliły fajki. Niezbyt miałam ochotę do nich dołączać. W jednej chwili złapał mnie dołek. Brakowało mi Biersacka i reszty chłopaków...
Taaa...ale chyba najbardziej Andy'ego - szeptał mój głos wewnętrzny.
Nie, nie i nie! Nie zakochałam się. Na pewno nie - powtarzałam wciąż w drodze do mojego tymczasowego pokoju. Włączyłam muzykę w telefonie i odpłynęłam przy dźwiękach piosenki "Ritual'' Black Veil Brides.
- Dlaczego muszę o nim myśleć? - pytałam siebie samą.
- Po prostu się zakochałaś - chichotał głosik w mojej głowie.
- Nie prawda! - oburzyłam się.
Po małej sprzeczce z moim wewnętrznym głosem, postanowiłam zdrzemnąć się chociaż odrobinę. Niestety, dziewczyny mi to uniemożliwiły.
- Clary idziesz z nami...yyy śpisz?
- Źle sie czuje - skłamałam - a co?
- Chciałyśmy iść do klubu.
- Idźcie. Wybiorę się z wami innym razem - uśmiechnęłam się blado.
- Na pewno?
- Tak, mamo - powiedziałam żartobliwie.
- No okey, wrócimy za niedługo.
Dziewczyny w pośpiechu opuściły sypialnię, a ja w końcu mogłam uciec do słodkiej krainy snu.
*Ranek*
Poczułam przeszywający, ostry ból w biodrze i ramieniu. Otwierając oczy ujrzałam nad sobą Taylor i Hayley z zakłopotanymi minami.
- Co jest do cholery? - spytałam pół przytomna.
- Popatrz na to - koleżanka podała mi do ręki jakąś gazetę.
- Po co mi teraz gazeta?
- Zobacz co, a raczej kto jest na pierwszej stronie.
Leniwie obróciłam gazetę i oniemiałam. W mgnieniu oka wstałam z podłogi.
- O kur...no to nieźle się chłopak załatwił - powiedziałam, gdy ujrzałam zdjęcie Ashley'a na pierwszej stronie jakiegoś tandetnego pisemka z dopiskiem '' Kolejny wybryk Purdy'ego. Jak zareagują sponsorzy?"
W środku gazety znalazłam niedługi tekst poświęcony wczorajszemu wydarzeniu. To sie chłopak wkopał. Czym prędzej wybrałam numer do Andy'ego. Odebrał po jakiś sześciu sygnałach.
-Tak?
- Andy...widziałeś gazetę?
- Czyli ty już wiesz? Nie wiemy, co robić. Jak sponsorzy się dowiedzą, mamy niesamowite bagno - powiedział przybity.
- Spokojnie, zawsze jest jakieś wyjście. Porozmawiaj z menadżerem. Zawsze mówiłeś, że pomagał wam w trudnych chwilach.
- Nie jestem pewien, czy teraz też będzie w stanie - usłyszałam w jego głosie zmartwienie - Przepraszam cie, muszę kończyć. Niedługo zadzwonię.
Chłopak rozłączył się. Jeszcze przez chwilę stałam z telefonem zbliżonym do mojego ucha, gdy dobiegły mnie głosy dziewczyn. Opowiedziałam im o zaistniałej sytuacji. Te jedynie pocieszyły mnie, że to nie pierwszy taki wybryk Ash'a, i że wyjdzie z tego cało, jak ze wszystkich kłopotów. Tymi słowami lekko mnie uspokoiły. W końcu znały Purdy'ego lepiej ode mnie. Szkoda mi jedynie Biersack'a. Był taki przybity. Aż serce mnie zabolało, bo nie wiedziałam, jak mogę mu pomóc. Mu i Ash'owi, rzecz jasna. Jednak z opowiadań chłopaków, ich meaganer Steven zawsze im pomagał, dlatego też rozchmurzyłam się, ponieważ przeczuwałam, że i tym razem jakoś temu wszystkiemu zaradzi. Z tą myślą udałam się na taras, w celu zapalenia papierosa. W sumie nie jednego, a trzech papierosów. Myślami nadal byłam z chłopakami. Zastanawiałam się, gdzie teraz są, co robią, jak radzą sobie z całą tą chorą akcją.
- Palenie zabija - usłyszałam męski głos, zza moich pleców. Odwróciwszy się, ujrzałam doskonale znaną mi osobę.
- Alkohol i dragi również - posłałam kpiące spojrzenie Ronald'owi.
- No weź, na żartach się nie znasz?
- Znam. A skąd wiesz, że moja wypowiedź nie była sarkazmem?
- Yyy...no ten tego...ładną dziś pogodę mamy, nieprawdaż?
- Radke i jego zwinne zmienianie tematów - moja dłoń momentalnie zderzyła się z czołem.
- Oj, nie śmiej się. Co porabiasz?
- Paliłam, do czasu aż mi nie przerwałeś teł błogiej chwili swym skrzeczeniem.
- Boki zrywać...ale do rzeczy - uśmiechnął się szeroko.
- Mam się bać?
- Myślę, że nie.
- Aha, czyli powinnam się bać.
- Daj spokój. Nie jestem chyba taki zły - uniósł jedną brew.
- Do rzeczy Ronnie, do rzeczy!
- Już, już. Otóż mój kuzyn ma jutro ślub, na który jestem zaproszony z osobą towarzyszącą i ...
- Ronaldzie, nie zgadzam się!
- Ale skąd wiesz, co chce ci powiedzieć?!
- Myślisz, że się nie domyślam? Serio?
- Błagam cię, poudajesz trochę moją dziewczynę i wszystko będzie pięknie. Reszta rodziny będzie zazdrościć, a rodzice myśleć, że w końcu się ustatkowałem.
- Radke, zrozum, nie ma takiej opcji - twardo trzymałam się swojego.
- Clary, zgódź się ! Tylko ten jeden raz. Nie mam wyjścia, jestem pod ścianą.
- Eh...no nie wiem...no okey, zgoda. Będę twoją dziewczyną przez ten jeden, pieprzony dzień. Zadowolony?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo! A teraz na zakupy - Ronald pociągnął mnie za sobą, w kierunku drzwi. Szybko włożyłam czarne trampki i opuściłam dom Biersacka, bez wyjaśnienia dziewczyną, dlaczego Ronnie mnie "porywa". Trudno, najwyżej będzie im później wszystko tłumaczyć.
***
Chodziłam z Radke po centrum handlowym dobre kilka godzin. Ciężko było mi znaleźć odpowiednią sukienkę, gdyż byłam wybredna, co do odzieży. Jedne sukienki były zbyt skąpe, inne zbyt skromne, a trzecie nadawały się jedynie na pogrzeb. Ronald miał o wiele więcej szczęście, gdyż już po godzinie znalazł dla siebie garnitur. Ja natomiast ciągałam go po wszystkich sklepach w centrum, w poszukiwaniu tej odpowiedniej sukienki. Tak oto natrafiliśmy na sklep Little Angel. Po wejściu do wnętrza, czuć było owocową woń - głównie wiśni. Ściany koloru lawendowego rozświetlały wnętrze. Liczne lustra i dekoracje dodawały temu miejscu szyku i zachęcały do zapoznania się z asortymentem. Zaczęłam przeglądać wieszaki z sukienkami. Wszystkie były ładne, lecz żadna nie pasowała do mnie. W końcu po przemierzeniu trzeciej alejki, zobaczyłam tą idealną. Czarną, lekko rozkloszowaną u dołu, z wycięciem na plecach i koronkowymi, rękawami. Dekolt ozdobiony był drobnymi, białymi kryształkami. W pospiechu udałam się do przymierzalni, by włożyć na siebie to cudo. O dziwo, idealnie układało się na moim ciele. Mój niezbyt wydatny biust, w tej sukience prezentował się bardzo korzystnie, a nogi wydawały się znacznie dłuższe.
- Istna perfekcja! - uradował się Radke, który bez ostrzeżenia wszedł do pomieszczenia.
- Ronnie! A co jeśli byłabym w tej chwili na bieliźnie?
- Zasłoniłbym oczy -
- Weź już nie kłam, nie wychodzi ci to najlepiej.
- Skończ gadać. Obróć się.
Zrobiłam to, co kazał Ronald. O ironio losu. Jego oczy momentalnie się powiększyły i zaczęły błyszczeć.
- No to teraz odpowiednie buty i biżuteria i będzie z ciebie petarda!
- A myślałam, że już jest ze mnie petarda - udałam zawiedzenie.
- Teraz jesteś fajerwerkiem. Jeszcze tylko parę składników a będziesz czymś większym!
- Od kiedy tak interesujesz się pirotechniką?
- Piro...czym?
- Oh, nieważne - przejechałam dłonią po twarzy.
Ronald odwiózł mnie do domu. Przed tym jeszcze poinformował mnie, jak mniej więcej będzie przebiegać uroczystość. Prawdzie powiedziawszy, nic szczególnego. Wesele na sto osób, w większości rodzina i znajomi. Kuzyni w przeróżnym wieku. Doskonale znam te klimaty.
Pożegnawszy się z Radke, pognałam do domu Biersacka, podzielić się nowiną z dziewczynami. Jednak tych nie było w domu. Zostawiły na lodówce wiadomość.
"Wrócimy za niedługo. Jeśli chcesz, możesz na nas czekać. "
- Dziękuje za pozwolenie - prychnęłam pod nosem. Nie tracąc czasu, postanowiłam się wykąpać, a następnie coś przekąsić. W momencie, gdy kończyłam jeść kanapkę z sałatą, drzwi otworzyły się.
- Jesteśmy!
- Domyśliłybyście się, że Biersack ma w swojej lodówce sałatę? Szok normalnie.
- On w lodówce ma różne rzeczy.
Nie chciałam wnikać, co miała na myśli, więc w skrócie opowiedziałam o moich jutrzejszych planach. Taylor zaczęła chichotać. Nie wyobrażała sobie mnie i Ronniego jako "pary".
- Dzięki za wsparcie - zrobiłam smutną minę.
- Oj, przestań, przecież wiesz, że żartuje. Nie martw się, będzie dobrze, Wesela są ekstra..
- Wiem, że są ekstra, lecz nie wiem, jak wygląda wesele w stylu Radke - zaśmiałam się.
- Mam tylko nadzieje, że nie palnie jakieś gafy - Hayley przyłączyła się do rozmowy.
- Ja tym bardziej - odpowiedziałam.
***
- Clary, pośpiesz się! No dalej!
- Już, już, spokojnie. Po co te nerwy?
- Jak się spóźnię, rodzice będą robić mi wyrzuty.
- Nie wierze. Ronald Radke boi się rodziców?
- To nie tak. Widzę ich raz na jakiś czas, a jak ich już widzę, to mama zawsze znajduje pretekst, żeby się mnie uczepić. Nigdy nie pochwalała moich planów wiążących się z muzycznym światem. Sama rozumiesz.
- Yhym - przytaknęłam głową.
Wsiedliśmy do auta, w którym, jak na nieszczęście, było duszno. Jednak problem szybko się rozwiązał w momencie, gdy Radke włączył klimatyzację. Na miejsce dojechaliśmy w ciągu trzydziestu minut, gdyż były straszne korki. Jednakże nie spóźniliśmy się i tym samym uniknęliśmy wyrzutów ze strony rodziców wokalisty.
Ceremonia przebiegła całkiem sprawnie i już po trzydziestu minutach wyszliśmy z kościoła. Para młoda, jako pierwsza wsiadła do swojego auta i pojechała na miejsce, gdzie miało odbyć się wesele. BMW przyozdobione było balonami, tak, aby goście weselni nie zgubili nowożeńców. Jak się okazało, restauracja znajdowała się niedaleko, także w ciągu dziesięciu minutach znaleźliśmy się w pokaźnej sali balowej. Pomieszczenie było podzielone na dwie części. W jednej znajdowały się stoły przeznaczone dla gości i pary młodej. Druga natomiast miała służyć jako parkiet. Na suficie poumieszczane były kolorowe reflektory, które jak mniemam, zostaną użyte nieco później, podczas tańców.
Wszyscy zasiedli na miejsca. Ja i Ronnie wraz z jego rodzicami oraz dwoma kuzynami siedzieliśmy przy jednym, owalnym stole.
- A więc - matka Ronnie'go zatarła ręce - jak się poznaliście?
- Słucham? - momentalnie zadławiłam się szampanem.
- No jak poznałaś się z moim synem, złotko? - Spanikowana spojrzałam na Ronalda, który też lekko był zaskoczony tym pytaniem. Pewnie podejrzewał, że o takie rzeczy pytać będzie potem, a nie tak z partyzanta.
- No więc, mamo. Poznaliśmy się w klubie - gdy napotkał rozgniewane spojrzenie matki, pośpiesznie kontynuował - Jednakże, po tym jak ją poznałem, przestałem tam uczęszczać, gdyż pokazała mi ciekawsze miejsca do spędzania czasu wolnego, którego i tak nie mam teraz zbyt wiele.
- Owszem - odezwałam się - Teraz cukiereczek ma dużo pracy, szykuje nowy album i jest naprawdę zalatany. To cud, że znajduje jeszcze dla mnie czas - opowiadałam, z wciąż przylepionym do twarzy sztucznym uśmiechem.
- No rozumiem...a czy wy... no wiecie...ten tego?
- Mamo...- Radke by ukryć zażenowanie, przykrył twarz dłońmi. Ja natomiast zarumieniłam się - Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to nie. Clary uznaje tylko i wyłącznie seks po ślubie.
- Ach tak? - jej oczy o mało co nie wyszły z orbit. Chyba nie spodziewała się takiej odpowiedzi - No to porządną znalazłeś dziewczynę, syneczku.
- Wiem o tym - powiedział z uśmiechem i objął mnie. Przez chwilkę czułam skrępowanie, ale wiedziałam, że muszę wyluzować. Przecież to była tylko gra, nic na serio.
- Wyglądacie słodko - powiedział przekornie jeden z kuzynów Rona.
Po kolacji przyszła pora na tańce. Stwierdziłam, że nie będę wyginać ciała na trzeźwo, więc postanowiłam wypić co nieco. O ile mianem "co nieco" można uznać trzy drinki i dwa kieliszki czystej.
Ronald wyciągnął mnie na parkiet. Zaczęliśmy podrygiwać w rytm piosenki. Pierwsze kilka było nieco szybszych. Potem tępo zwolniono. Zaczęto grać smętne, łzawe ballady. No idealnie po prostu. Ronald położył swoje dłonie na mojej tali, ja natomiast zarzuciłam ręce na jego szyję, delikatnie wplatając palce w jego czarne włosy. Gdybym stała z boku i nie znała siebie i Rona, to z pewnością wzięłabym nas za parę. Ależ my jesteśmy dobrymi aktorami. Przetańczyliśmy tak dwie piosenki.
- Clary...
- Hmm?
- Patrzą się.
Spojrzałam na stolik, przy którym niedawno siedzieliśmy. Kuzyni wraz z matką wokalisty bacznie ich obserwowali.
- Chyba się domyślają.
- Jak to? Przecież wyglądało na to, że będzie dobrze.
- Pocałuj mnie.
- Co? Zgłupiałeś do reszty?
- Pocałuj mnie, bo inaczej nie uwierzą.
- Jesteś chory.
- A z resztą...co ja się będę pierdolił - podszedł do mnie bliżej i pocałował w usta. Z początku nie chciałam oddać pocałunku, ale wiedziałam, że musimy być wiarygodni. Całował mnie delikatnie i z czułością. W końcu, po chwili się ode mnie oderwał.
- I co? - spytałam, patrząc mu w oczy.
- Dobrze całujesz - wyszczerzył się.
- Wiesz, że nie oto mi chodzi!
- Mamuśkę zatkało - powiedział mi na ucho.
- No i doskonale - przytuliłam się do torsu przyjaciela.
Wróciwszy do stolika, wypiłam jeszcze kilka drinków. Z resztą nie tylko ja. Ronnie też sobie pofolgował. Przeglądając aktualności w moim smartphonie, przypadkowo wyświetliłam kontakty. Nie wiedzieć czemu, postanowiłam zadzwonić do Andy'ego. Lecz nie od razu. Przed tym wypiłam jeszcze dwa kieliszki wódki i dopiero wtedy wyszłam przed budynek. W sumie to nie szłam, a kiwałam się na boki, ale to szczegół. Wybrałam numer do Biersacka i czekałam aż ten odbierze.
Perspektywa Andy'ego.
Było już grubo po dwudziestej trzeciej, a mój telefon zaczął dzwonić. Nie chcąc zbudzić rodziców Ash'a i jego samego, wyszedłem na ogród, gdzie nie będzie mnie słychać. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Dzwoniła Clary. Bez zastanowienia odebrałem połączenie.
- Andy? - spytała smętnym, łamiącym głosem. Jakby miała się zaraz rozpłakać.
- Kocham Cię - powiedziała, a ja zaniemówiłem. Z jednej strony miałem zaciesz, z drugiej zaś podejrzewałem, że jest pijana.
- Chce mieć z tobą dzieci - o tak. Na pewno jest pijana.
- Clary, dobrze się czujesz?
- Nie, bo cię kocham - majaczyła.
- Jesteś pijana, uspokój się.
- Nie jestem pijana! Jestem spokojna. Nie rozumiem cię.
- Clary, rozłączam się. Zadzwoń jak wytrzeźwiejesz - zacząłem cicho się śmiać.
- Ale Andy! Ja jestem w tobie zakochana!
Rozłączyłem się. Nie mogłem powstrzymać śmiechu. Z drugiej strony mówi się, że pijani mówią to, co myślą. Nie wiem czy jest w tym coś prawdy...
- Andy, co ty tu robisz? - spytał Jake, który przyszedł zapalić.
- Dzwoniła Clary. Powiedziała mi, że mnie kocha.
- Dafuq!? - fajek momentalnie wyleciał mu z ust - Ale była pijana, nie?
- Ej, dzięki wiesz. Jestem taki brzydki, żeby nie zasłużyć na miłosne wyznanie?
- No wiesz, ja tam gejem nie jestem. Nie potrafię cie ocenić, stary - zaśmiał się.
- Dobra, skończ. Zrozumiałem aluzje.
Wróciłem do środka i od razu skierowałem się do pokoju gościnnego. Jednego byłem pewien. Jutro mogę spodziewać się kolejnego telefonu Clary.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Tadam! Powracam po długiej przerwie z masą weny :D Jak podoba się rozdział? Ronnie i porządniś...jakoś nie idzie mi to ze sobą w parze. No cóż, trzeba było trochę namieszać :D Jak myślicie jak zareaguje Clary, gdy dowie się, co nagadała poprzedniego wieczora Andy'emu? :3