poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 12


Perspektywa Andy'ego
Będąc na miejscu wszyscy żwawo wysiedliśmy z aut i udaliśmy się do barierek. Ochroniarz wpuścił nas bez najmniejszego problemu. Po upływie zaledwie dwóch minut siedzieliśmy już w loży.Jak zwykle Ash i Jake skoczyli do baru po alkohol. W tym czasie omawialiśmy setliste na koncert. Zawsze robiliśmy to na ostatnią godzinę. Na poprzednim koncercie, który miał miejsce w San Francisco nie zagraliśmy Coffin, dlatego teraz fani będą mogli ją usłyszeć. Do niej dochodzi również między innymi Goodbye Agony, I am bulletproof i In the End. W momencie gdy skończyliśmy omawiać setliste, do naszego towarzystwa wrócili muzycy, niosący nam tacę ze szklankami wypełnionymi najrozmaitszym alkoholem. Zwinnym ruchem położyli tace na stoliku, po czym każdy ze zgromadzonych w loży wziął po jednym trunku.
- No to chłopaki - doszedł mnie głos Asha. Podniosłem głowę znad mojej szklanki i zobaczyłem stojącego Purdy'ego. Zastanawiałem się, co chce zrobić - Wypijmy za naszych wspaniałych fanów i za dobrą zabawę na koncercie.
- Za fanów i koncert - powtórzyliśmy wszyscy i stuknęliśmy się naczyniami.
Wypiłem najpierw jednego drinka, potem drugiego, trzeciego i już dalej nie liczyłem.
***
Do koncertu zostało około czterdziestu pięciu minut. a Ash na tamtą chwilę wyglądał niezbyt ciekawie. Tego wieczora powtarzałem mu kilkakrotnie, że ma przystopować, ale nie posłuchał mnie. Zachował się jak gówniarz, a ma trzydzieści lat! Jednak to Ashley Purdy, on się chyba nigdy nie zmieni.
- Ty koleżko masz już dosyć - powiedziałem, wyrywając basiście z rąk szklankę wisky. Na szczęście jego i reszty, nie protestował. Pozwolił wziąć się pod ramię i zaprowadzić do taksówki, po którą nie dawno zadzwonił Jinxx. Z trudem wepchnąłem basistę do auta. Jake siedzący na miejscu pasażera podał kierowcy adres, pod który miał nas zawieść. Po chwili silnik zawył a samochód zmierzał w kierunku stadion, na którym mieliśmy dać koncert. Nie minęło nawet dziesięć minut, a byliśmy na miejscu. Przed wejściem ujrzeliśmy wielki metalowy łuk, pod nim zaś równie duży, czerwony napis Thomas & Mack Center. CC zapłacił taksówkarzowi, który z piskiem opon odjechał z parkingu. Wraz z Jake'm wlokłem basistę pod wejście na stadion. Na szczęście nie spotkaliśmy tłumu fanek, co było trochę dziwne. Po wytłumaczeniu ochroniarzowi, dlaczego wleczemy Purdy'ego, grzecznie wpuścił nas do środka. Jack był świetnym gościem i zawsze można było się z nim dogadać. To nie pierwsza taka akcja z udziałem Asha i gdyby nie pomoc ochroniarza, nie zagralibyśmy wtedy koncertu.
- Chłopaki, pośpieszcie się! - poganiał nas CC.
- Jak jesteś taki mądry to sam go nieś! - zbulwersował się Pitts.
 W końcu doprowadziliśmy szatyna do garderoby. Tam CC i Jinxx próbowali sprawić, by chodź odrobinę otrzeźwiał, Co prawda nie był on pijany, lecz było po nim widać, ze ma wypite.
Chłopacy wmasowywali w jego twarz kostki lodu, po to by wyglądał "na w miarę wypoczętego".
- Co wy robicie? - usłyszeliśmy gruby zachrypiały głos. Zwróciłem się w stronę drzwi i wtedy napotkałem czarne jak węgle oczy, które nie wiedzieć czemu, zawsze budziły we mnie strach.
- Oh...Steven... - powiedział nerwowo CC.
- Pytałem o coś. Co robicie? - spytał surowo. Mimo, iż był starszy ode mnie jedynie o jakieś dwa lata, to budził we mnie ogromny respekt. Mógł mieć około metr osiemdziesiąt, do tego był znacznie bardziej umięśniony niż całe Black Veil Brides razem wzięte. Na pozór był surowy, jednak był naprawdę ciepłym i towarzyskim człowiekiem.
- Mamy powiedzieć prawdę? - spytał niepewnie Jake.
- No raczej. Wiesz, że nie lubię być okłamywany - założył ręce na piersi.
- W skrócie Ash się narąbał - poklepałem naszego managera po plecach.
- Że co? - przeciągnął dłonią po twarzy - Ludzie, nie jesteście już dziećmi. Zresztą przywykłem. Idźcie na scenę - wszyscy już gotowi kiwnęliśmy głową na tak i ruszyliśmy w stronę sceny.
Narrator
Widownia po brzegi wypełniona była fanami Black Veil Brides, skandującymi nazwę ich zespołu. Trzymali oni w rękach neonowe lampki, niektórzy plakaty z różnymi komunikatami. Prawie wszyscy ubrani na czarno. 
  Światła dotąd oświetlające stadion zgasły. Zapanowała cisza. Na scenie pojawiła się mgła, która po części przeniosła się na publiczność. Wszyscy wyczekiwali momentu, w którym ujrzą swoich idoli. Wtem rozbrzmiały gitary oraz perkusja. Na scenie pojawiło się czworo członków BVB. Po chwili słyszalny był wokal Andy'ego. Rozpoczęli koncert piosenką Rebel Love Songs. Następna była Coffin, później Goodbye Agony. Ash do tamtej pory trzymał się nieźle. Jednak z minuty na minutę zachowywał się coraz dziwniej. W końcu podszedł bliżej do krawędzi sceny, by przywitać się z fanami. Nieoczekiwanie dla nich basista skoczył ze sceny. Pozostali członkowie przestali grać, słyszalne były jedynie piski fanek. Andy skoczył w publiczność pomóc przyjacielowi. Wtedy usłyszał jego stłumione jęknięcia.
Perspektywa Andy'ego
- Purdy, kretynie! Co ci przyszło do tego głupiego łba?!
- Chciałem przywitać się z fanami - jęknął. Na to garstka fanów stojąca najbliżej zaczęła się śmiać.
- Boli?
- Nie kurwa, łaskocze.
- Spokojnie, spokojnie - powiedział Jinxx.
- Nie spokojnie! Chyba złamałem rękę. 
- Pięknie, po prostu fantastycznie.Z dwojga złego lepiej, że rękę niż coś innego...
- Przecież tego nie da się złamać - poruszył brwiami i udawał idiotę.
- A skąd wiesz, że chodziło mi właśnie o TO?
- Ymmm - głupio się uśmiechnął.
- Jebany zboczeniec - skomentowałem.
- No co? Nie bez powodu jestem Deviant'em. Ale to teraz najmniej ważne. Ludzie, hallo? Chyba złamałem rękę!
- No nie wierze! Po raz pierwszy dla Purdy'ego liczy się coś bardziej niż przyrodzenie! Które i tak pewnie nie jest za wielkie... - zakpiłem.
- Wczoraj inaczej mówiłeś....
-  Cooo?! - krzyknęli zszokowani członkowie BVB.
- Jaja sobie z was robi i ze mnie przy okazji - wytłumaczyłem.
- A mówiłeś że ci się podobało - dodał po chwili basista.
- Morda Purdy!
- Dobra, dobra. Może mnie stąd podniesiecie, co? Ta ręka mi zaraz odpadnie.
- Fajnie by było - prychnąłem.
- Stul pysk i podnieś mnie mój mały Batmanie - wyszczerzył zęby. Zrezygnowany pomogłem Ashley'owi wstać 
- Przypomnij mi, żebym cie zabił.
- Z tym do Jinxx'a. Ja mam kiepską pamięć.
- No proszę, jeszcze na żarty ci się zbiera, palancie. Szkoda, że ci mordy ten beton nie wyprostował - wkurzyłem się. Miałem dość dziecinnego zachowania kumpla.
- Nie dyskutuj z nim Andy. On jest pijany - powiedział do mnie Jake.
- Racja.
Wziąłem Asha pod ramię i zaprowadziłem go do garderoby. Usadowiłem jego ciało na fotelu i przyjrzałem się jego przedramieniu. Było ono opuchnięte i lekko sine.
- Ash, jakim ty jesteś idiotą. 
- Nie powtarzaj mi tego. Wystarczy, że mama mi to wciąż mówiła - uśmiechnął się głupkowato. Podszedłem do niego bliżej i klęknąłem na jedno kolano, by lepiej przyjrzeć się ręce kolegi.
- Andy, jaki ty jesteś brzydki - skomentował cicho Purdy.  Boże trzymaj mnie, bo go chyba zapierdole zanim przyjedzie pogotowie.
- Przynajmniej nie mam ryja jak multipla - zaśmiałem się.
- Nie przeginaj, mój mały Batmanie.
Wtem do garderoby wszedł Jinxx wraz z dwoma sanitariuszami. Podeszli oni do basisty i przyjrzeli się opuchliźnie, po czym  poinformowali o konieczności zabrania Purdy'ego do szpitala. Myślałem, że uduszę tego kretyna gołymi rękami. Jednak nie mogłem tego zrobić. CC w tym czasie poszedł zawiadomić fanów o zaistniałej sytuacji i przeprosić za przerwanie koncertu. Ja z Jinnx'em zaś pojechaliśmy za karetką, która zabrała Purdy'ego. Jadąc samochodem buzowała we mnie krew. Byłem wścikły, że przez basistę musieliśmny przerwać koncert, tym samym zawodząc naszych fanów. Bałem się jedynie tego, że o wszystkim dowiedzą się media. Paparazzi są teraz wszędzie, także nie byłbym jakoś bardzo zdziwiony. Jednak miałem nadzieję, że tak się nie stanie
***
- To wszystko w tym temacie. Teraz możecie porozmawiać z pacjentem - powiedział wąsaty doktor z niespotykanie siwymi oczami.
- Dziękujemy, doktorze - powiedzieliśmy równocześnie z Pitts'em i weszliśmy do sali, w której leżała nasza łamaga. Wtedy dojrzałem gips na jego lewej ręce.
- Brawo Ash, jesteś zajebisty.
- Wiem - powiedział dumnie.
- To był sarkazm, tłuku - ręka Jake'a spotkała się z czołem.
- Ciekawy jestem, jak to teraz będzie. Debilu, z własnej głupoty złamałeś rękę!
- Przestań robić mi wyrzuty! Każdy ma prawo do błędów.
- Tylko że ty popełniasz je za często. Przez ciebie odwołaliśmy koncert.
- Nie trzeba było dawać mi pić.
- Jake trzymaj mu bo mu przyjebie! 
- Spokojnie Biersack, spokojnie - uspokajał mnie gitarzysta. Myślałem, że zaraz nie wytrzymam, Ash jest dorosły i sam za siebie odpowiada, dlatego nie będzie zwalał winy na nas, gdy to on zawinił.
Nagle usłyszałem dźwięk płynący z mojego telefony. Powoli wyjąłem telefon z tylnej kieszeni i spojrzałem na ekran wyświetlacza. Dzwoniła Clary. Szybko odebrałem połączenie.
- Halo?
- Andy? Coś nie tak?
- Wszystko jest nie tak - powiedziałem załamany.
- Co się dzieje? - spytała zmartwiona.
- Największy imbecyl na świecie złamał rękę i musieliśmy przez niego odwołać koncert.
- Mam rozumieć, że chodzi o Ash'a.
- No popatrz, jaka rozumna z ciebie dziewczynka- uśmiechnąłem się mimowolnie do telefonu.
- Uznam to za komplement. Plany wam się nie zmieniają? Nadal jedziecie do rodziców Purdy'ego?
- Tak. Wrócimy za dwa dni.
- Okey.
- Odezwę się potem. Do usłyszenia.
- Do usłyszenia.
Zaraz po zakończeniu rozmowy z młoda Davies, zadzwoniłem do mamy basisty i poinformowałem o obecnej sytuacji. Kobieta odebrała to co najmniej jakby mężczyzna walczył o życie, ale przywykłem. Zawsze przesadnie się o niego martwiła.
- Tak, proszę pani. Jest w porządku - Przyjedziemy rano - Do zobaczenia.
Po jakże wyczerpującej rozmowie z panią Rebecą, spocząłem na fotelu  obok szpitalnego łóżka. Oprócz złamanej ręki Ashley miał jeszcze niewielkie wstrząśnienie mózgu, lecz o tym nie wspomniałem jego mamie. Wiem, że basista nie chciałby jej odwiedzin, ponieważ kobieta wzięłaby go w krzyżowy ogień pytań. Lekarz powiedział mi i Pitts'owi, że będziemy mogli wziąć basiste już jutro, także spokojnie mogłem powiadomić panią Purdy o naszej jutrzejszej wizycie. Reszta BVB natomiast po moich namowach postanowiła udać się do hotelu.
- Skoczę po wodę. Też chcesz? - spytał Jake.
- Jasne.
Gitarzysta wyszedł, a ja spojrzałem na twarzy Ash'a. Nadal byłem na niego zły, jednak mogłem go powstrzymać przed spożyciem takiej ilości trunku, ale tego nie zrobiłem. Zaczęły dręczyć mnie lekkie wyrzuty sumienia. Nagle coś błysło mi przed oczami. Byłem pewien, że był to flesz. Gdy spojrzałem w okno tylko się w tym upewniłem. Za nim stał wścibski paparazzi, który szybko się ulotnił.
- No to mamy przejebane - powiedziałem na głos, chowając twarz w swoich dłoniach



---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No to tak. Jest i 12 rozdział. Przepraszam, ze tak długo nic nie dodawałam, ale byłam na wycieczce. Tak więc, jak podoba się rozdział? Szczerze to nawet jestem z niego zadowolona. Mniej więcej jest taki, jaki chciałam. Co prawda dialogi miały być ciut inne, ale riposty wyleciały mi z głowy. Dalej nie przynudzając żegnam się z wami :* Do następnej notki.

sobota, 16 maja 2015

Rozdział 11 Z dedykacja dla Kingi

Perspektywa Ashley'a
 Zupełnie nie miałem pojęcia, gdzie teraz może przebywać nasz Andy. Martwiłem się, że nasze dzieciątko gdzieś się zapodziało.
Przecież jak on się gdzieś zgubi to sobie nie wybaczę! Zawsze był naszą kochaną przytulanką. Do kogo będę się przytulał jak on się nie znajdzie? - mówiłem w myślach.
Wraz z chłopakami rozdzieliliśmy się, by zwiększyć efektywność naszych poszukiwań. CC poleciał jeszcze raz sprawdzić pokój mój i Biersacka, Jake śmignął w stronę holu, Jinxx udał się do kasyna a mi przypadło sprawdzenie kibli  w dolnej części hotelu oraz ogrodu botanicznego. Przy okazji sprawdzę także pozostałe miejsca. Udałem się na niższe piętra, w których miejsce miały restauracja, kasyno oraz centrum handlowe. Najpierw poszedłem  do restauracji. Przejechałem wzrokiem po wszystkich gościach siedzących przy stolikach. Niestety żadnym z nich nie był Andyś. Następnie udałem się do centrum handlowego. Kto wie może zachciało mu się iść na zakupy? A co jeśli lunatykuje i postanowił kupić sobie kolejną koszulkę Batmana? W ogóle mają tu koszulki Batmana? - zadawałem sobie wciąż pytania krocząc po alejkach owego centrum. Mijałem dziesiątki sklepów, ale w żadnym z nich nie było mojej przytulanki.  Kolejnym miejscem na mojej liście był ogród botaniczny. Tam też go nie było. Zacząłem się poważnie martwić. Mój pyszczek zniknął. Co  ja teraz zrobię?
Jako ostatnie sprawdziłem toalety na dolnych piętrach. Z pośpiechu zamiast do męskiej wszedłem do damskiej, w której zastałem pieprzącą się parkę. W pośpiechu wyszedłem z pomieszczenia i udałem się do właściwego.
 Kurwa!  krzyknąłem, gdy zorientowałem się, że tu również nie ma wokalisty. Z powrotem wróciłem na moje piętro. Przed wejściem do jednego z pokoi stała reszta zespołu.
  I co znaleźliście Dennis'ka? - wybełkotałem żałośnie.
 A widzisz, żeby stał koło nasz?! - zdenerwował się Jinxx.
 E e spokojnie. Zluzuj bo ci żyłka pęknie - odpowiedziałem złośliwie - To co teraz robimy? - przeciągnąłem się.
 Nic – wzruszył ramionami Ferguson
– Andy jest dorosły. Nie pił, więc nie będzie tragedii. Idź spać  powiedział do mnie Jake.
 Ale ja się boje  wymamrotałem.
 Jaja sobie ze mnie robisz?  spytał Pitts.
 Kurwa no, boję się! Bez mojej przytulanki w postaci Biersacka nie zasnę  odpowiedziałem stanowczo.
 Oh  westchnął przejeżdżając dłonią po twarzy  Dobra, chodź do nas. Będziesz spał na podłodze.
Nic nie odpowiedziałem i wszyscy weszliśmy do pokoju chłopaków.
 Dobra to idę spać  powiedziałem kierując się w stronę sypialni moich kumpli.
 Miałeś spać na podłodze Purdy  mruknął Jinxx.
 Ale będę spał na łóżku któregoś z was!  szybkim krokiem powędrowałem do drugiego pomieszczenia a za mną moi przyjaciele.  W pokoju zastałem trzy łóżka. Które wybrać? 
Ostatecznie skoczyłem na to umiejscowione po środku, które zdawało mi się być najwygodniejsze, ponieważ miało dwie kołdry. W momencie mojego upadku na łóżko, doznałem szoku.
 Kurwa tu coś się rusza!  krzyknąłem wierzgając na wszystkie strony. Próbowałem odkryć kołdrę by zobaczyć co leży w tym łóżku, i wtedy zobaczyłem  Ja pieprze, co to za stwór?!  przeraziłem się. Alkohol dawał o sobie znać i przez to nie mogłem rozpoznać twarzy owego "potwora".
 Ash grubasie! Zejdź ze mnie!  krzyczał znajomy mi głos.
 Przytulanka!  wrzasnąłem i przytuliłem Biersack'a.
 Może ruszycie dupy a nie się tak gapicie?  krzyknął do reszty tu zgromadzonych mój mały Batman  Ten świr mnie zaraz udusi!
 Wypraszam sobie nie jestem świrem  mruknąłem do maskotki.
 Nie, wcale.
 Ash puść go. Musimy z nim parę słów zamienić  odezwał się CC.
 No okey  westchnąłem i zszedłem z kumpla.
 Gdzieś ty do cholery był?  krzyczał nasz tatuś na Biersack'a.
 Tu i tam  powiedział obojętnie przecierając oczy.
 Drugie pytanie. Co robisz w naszym pokoju?  dociekał Jake.
 Ee? W waszym? Przecież to mój pokój i Ash'a  powiedział zdezorientowany a po chwili rozejrzał się w okół  Kurwa, pomyliłem pokoje  jego dłoń spotkała się z czołem.
 Brawo za spostrzegawczość  parsknął śmiechem CC.
 Dobra ja zwijam się do pokoju. Jakby nie było to jutro o 18 gramy koncert. Wypadałoby się do cholery wyspać, bo jest już ...  spojrzał na zegar  1:46 – dokończył swoją wypowiedź.
Chłopak powoli wstał z kanapy i w ślimaczym tępię opuścił pomieszczenie. Zrobiłem to samo. Otworzyłem drzwi od mojego pokoju po czym je zamknąłem i walnąłem się na wygodne łóżko. Nie zwracając uwagi na marudzenie wokalisty udałem się do krainy Morfeusza.
Następnego dnia  Perspektywa Clary  Los Angeles.
Wokół słyszałam śpiew ptaków. Czułam jak pierwsze ciepłe promyki słońca otulały moją twarz. Delikatny ruch wiatru głaskał moje ciało. Jednak czułam ból w okolicach kręgosłupa. Syknęłam i powoli otworzyłam oczy. Leżałam na drewnianej ławce w ogrodzie. Jak to w ogóle możliwe?  pytałam siebie w myślach. Nie rozumiałam, jak mogłam się znaleźć w tamtym miejscu. Przecież teleportacja nie jest możliwa.
– Pobudka!  krzyknął ktoś pochylony nade mną. Nie wiedziałam kto, ponieważ promienie słoneczne padające na moje oczy uniemożliwiały mi normalne widzenie. Przestraszona podniosłam się z ławki tym samym zderzając się głową z tą osobą.
 Ała!  pisną żałośnie. Spojrzałam w stronę postaci stojącej nade mną, łapiącej się za głowę. Był nią Olson.
 Przestraszyłeś mnie  powiedziałam, trzymając rękę na czole, które przed chwilą zderzyło się z Rickym.
 Ty mnie też i jeszcze w gratisie dostałem w głowę  powiedział udając obrażonego.
– Mówisz to tak, jakbyś jedynie ty oberwał – zaśmiałam się.
– Ricky!!! – zawołała Momsen idac w naszą stronę – Powiedziałeś już jej? 
– O czym? – zdziwiłam się.
Taylor podała mi swój  telefon i kazała wejść na Snapchat. Tam znalazłam snap od Olson'a. Nie wierze! Ten kretyn zrobił sobie ze mną zdjęcie, jak spałam! Jak ja tu wyszłam?! Zabije go – pełno różnych myśli chodziło mi po głowie.
– Richardzie Olson'ie szykuj trumnę ! – Horror zrobił przerażoną minę i zaczął uciekać. Ruszyłam za nim wyzywając go przy tym i grożąc. Gdy go już dogoniłam i miałam zamiar poćwiartować odezwał się Sola.
– Dobra koniec tych czułości. Śniadanie czeka – burknął Devin
– Ty zrobiłeś nam śniadanie?  Ty? – spytał zszokowany Olson.
– Nie, ksiądz proboszcz – odparował.
– Zabawne, Sola – zaśmiał się Ricky.
– Czy ktoś tu mówił o śniadaniu? – Do kuchni wszedł zaspany Cerulli, który nie miał na sobie koszulki. Dzięki temu mogłam podziwiać jego cudowne tatuaże. Kocham tą formę ozdabiania ciała.  Sama mam jeden tatuaż. Znajduje się on na miednicy. 
– Devin zrobił nam śniadanie – Horror szturchną Chrisa łokciem i zaśmiał się cicho.
– Coo?!
– Matko! Robicie z tego wielkie halo. Byłem głody, a że mam dobre serce to pomyślałem też o was. Koniec tematu! – wydarł się na kumpli Sola, na no ci od razu zamilkli. Ja natomiast się zaśmiałam. Wszyscy usiedliśmy do stołu i zjedliśmy jajecznicę, którą przygotował nam Sola.
– Było bardzo smaczne. Dziękuję – powiedziałam do naszego dzisiejszego kucharza, gdy tylko zjadłam swój posiłek.
– Nie ma za co – uśmiechnął się do mnie chłopak. 
Wstałam od stołu i poszłam na górę się ubrać, ponieważ miałam na sobie jedynie bieliznę i koszulkę Andy'ego. Założyłam na siebie czerwoną koszulkę Biersacka oraz rurki również należące do niego. 
Jego ubrania tak ładnie pachniały. Używał cudownych perfum, które trafiły w moje gusta. Czemu ja znów o nim myślę? – zastanawiałam się.
Perspektywa Andy'ego – 2 godziny do koncertu.
Leżałem na łóżku, gdy postanowiłem przejrzeć w telefonie portale społecznościowe. Zacząłem od twittera, ale tam nie znalazłem nic ciekawego, więc postanowiłem włączyć Snapchat. Przeglądając zdjęcia nadesłane przez moich znajomych, natknąłem się na fotę od Olsona. Był na nim wraz ze śpiącą Clarissą. Zdjęcie miało dopisek "Księżniczka smacznie śpi". Wkurzyłem się, sam nie wiem dlaczego. Serce przyśpieszyło mi rytmu a ręce składały się w pięści. 
– Biersack, rusz się! Jedziemy przed koncertem do klubu – zawiadomił mnie Purdy.
– Okey – udawałem, ze nic się nie stało i wyszedłem z przyjacielem z pokoju. Na korytarzu czekali już CC, Jake i Jinxx, z którymi udaliśmy się do taksówki mającej zawieść nas pod lokal.
..................................................................................................................................................
Dziś rozdział trochę krótki,za co przepraszam. Za to mogę wam powiedzieć, że w rozdziale 12 będzie się działo o wiele więcej,  dlatego będzie on dłuższy. Pod ostatnim rozdziałem czytałam, że niektórzy chcą Ashrissę adokładniej to Froy i Erenai) Hmm.hmm. No nie wiem. Może zrobię taki wątek, a może nie. Na razie będę trzymać was w niepewności :3 Do następnej notki :*

piątek, 8 maja 2015

Rozdział 10

Perspektywa Clary
 Sączyłam kolejnego już drinka, którego przygotował mi Ricky i rozmyślałam. Odkąd chłopcy wpadli z wizytą, wciąż nie mogłam pozbyć się myśli, kim dla mnie jest nastolatek ze wspomnienia. Kim jest brunet o tych przerażających, czarnych jak smoła oczach?
 Mówił do małej mnie z taką troską. Jego niski zachrypnięty głos innym mógłby się wydawać dość specyficzny, ale ja go uwielbiałam.
Widziałam w ciemnookim anioła stróża. Tuliłam się do niego, wiedząc, że przy nim jestem bezpieczna. Ja, kiedyś nieufna istota, darzyłam zaufaniem chłopaka, który na pierwszy rzut oka mógłby wydać się chuliganem. Jedno pytanie wciąż nie dawało mi spokoju. Czy tym szesnastolatkiem mógł być mój brat? Na samą myśl o tym, iż mogę mieć rodzeństwo, chciałam się rozpłakać. Jednak nie mogłam zwrócić na siebie uwagi reszty znajomych. Wyszłam na taras pod pretekstem zapalenia papierosa. Usiadłam na zimnym, marmurkowych schodach i zaczęłam ronić łzy.
 A co jeśli to prawda i mam brata? Zobaczę go kiedykolwiek? Gdzie on teraz może być? Jak go znaleźć? – te pytania ciągle zaprzątały mi głowę. 
Czułam się bezsilna. Nie miałam jak znaleźć brata, gdyż nie wiedziałam jak ma na imię, jak na nazwisko. Znałam jedynie jego wygląd sprzed dziewięciu lat. Starałam się przypomnieć sobie coś jeszcze. Jakiś maleńki szczegół, fragment rozmowy, cokolwiek. Niestety, na próżno zdały się moje starania.
 Wstałam i zeszłam ze schodów prowadzących na sporych wielkości ogród. Położyłam się na zadbanej, zielonej trawie i poczęłam patrzeć w niebo, które dziś było wyjątkowo przepiękne. Gwiazdy niesamowicie świeciły swoim blaskiem. 
  Dom Andy'ego był oddalony od centrum o kilka kilometrów i znajdował się w bardzo spokojnej dzielnicy, w której mieściło się jedynie sześć domów jednopiętrowych. Resztę terenu zajmowały liczne pola i lasy mieszane. Nie było tam miejsca na biurowce, liczne latarnie czy różnorodne lokale. Dzięki temu gwiazdy świeciły mocniej, gdyż nic innego oprócz lamp w pobliskich domach nie dawało światła w tym pięknym miejscu. Jedynie te cudowne punkty na granatowym niebie rozświetlały wszystko dookoła. 
 – Bracie, gdziekolwiek jesteś, znajdę cię  powtarzałam pod nosem patrząc w niebo. Chodź bardzo się powstrzymywałam, uroniłam kilka łez. Clary, weź się w garść! Będzie dobrze. Bądź dzielna – mówił mi mój głos wewnętrzny, który jak zwykle miał rację. Nie mogę wiecznie rozpaczać, bo popadnę w depresję. Muszę być silna i myśleć logicznie.
 Podniosłam się z trawy i otarłam słone łzy, po czym wolnym krokiem ruszyłam w stronę salonu, w którym przebywali moi znajomi. Gdy tylko przekroczyłam próg usłyszałam ;
 Wreszcie jesteś! Już chcieliśmy cię szukać  powiedziała lekko zestresowana Hayley.
 Spokojnie, przecież żyję. To ile mnie nie było, że zaczęliście się martwić? – uniosłam lewą brew.
 Jakieś pół godziny  powiedział Devin, spoglądając na wyświetlacz swojego telefonu.
 Naprawdę?  zdziwiłam się. Kurczę, zupełnie straciłam poczucie czasu. 
– Co tak właściwie tyle czasu robiłaś?  dociekała Momsen.   
– Zastanawiałam się nad sensem życia – westchnęłam.
– Chyba jesteś za młoda, by rozmyślać nad sensem życia  zaśmiał się Cerulli  radzę wrócić do tematu za jakieś trzydzieści lat.
– Dzięki. Zapamiętam  odpowiedziałam i ruszyłam w kierunku schodów.
– A ty gdzie się wybierasz?  zapytała podejrzliwie Taylor, przeszywając mnie swoim wzrokiem.
– Źle się czuję. Chyba się położę – Złapałam się za głowę. Blondynka powiedziała tylko coś pod nosem, ale jej nie usłyszałam. Chyba domyśliła się, że kłamałam. Czy wszyscy, których znam są jasnowidzami czy ja tak kiepskim kłamcą?
 Będąc już w sypialni uchyliłam okno i usiadłam na łóżku podpierając się plecami o beżową ścianę. Rozglądałam się po pomieszczeniu szukając jakiegoś punktu zaczepianie dla mych zielono-brązowych oczu. Spojrzałam na dębową komodę, na której stały zdjęcia i jakieś czarne pudełko. Wstałam z miękkiego mebla i udałam się bliżej miejsca, w którym stały fotografie. Przedstawiały one młodego Biersack'a.
– Rany, on zawsze był taki chudy? – skomentowałam zdjęcie, na którym mógł mieć około piętnastu lat. Na fotce był z dwojgiem ludzi – mężczyzną i kobietą, którzy zapewne byli jego rodzicami. Przeglądając kolejne zdjęcia, niechcący strąciłam czarne pudełko, stojące na rogu komody, które runęło na ziemię wraz z fotografiami w nim się znajdującymi. Klęknęłam na jedno kolano i starałam się zebrać je wszystkie. Wtedy natknęłam się na jedną, bardzo ciekawą dla mnie odbitkę. Andy miał na niej długie, kruczo-czarne włosy, zupełnie inne od obecnych, które były krótkie i w brązowym kolorze. Jednak nie to było najciekawsze. Obok niego stała pewna blondynka. Na sobie miała ciemny podkoszulek i jeansową kamizelkę, która odsłaniała jej ramiona i tatuaż, znajdujący się na jednym z nich. Owy tatuaż był napisem, a ściślej mówiąc imieniem - Andy - to właśnie imię widniało na ramieniu blondynki. Na drugiej stronie zdjęcia znajdował się dopisek.
 Dla Najwspanialszego chłopaka na świecie
                                                             Kochająca Juju.
 Patrząc na fotografię zakochanych, poczułam się oszukana. Po co była ta cała akcja w kuchni przed jego wyjazdem? Dlaczego jego dziewczyna nie przyjechała się pożegnać? 
A może się mylę i ta cała Juju to jego eks? Ale w takim razie po co nadal trzymałby zdjęcia z nią?  te pytania nasuwały mi się jedno za drugim . Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. 
– Czyżby Biersack leciał na dwa fronty? Niedoczekanie jego  prychnęłam, odstawiając czarne pudełko wraz z resztą zdjęć na komodę. Wtem usłyszałam, jak drzwi od pokoju się otwierają a zaraz potem ktoś zapalił światło. Był to Olson.
  Wiedziałem, że nie śpisz - odpowiedział Ricky zakładając ręce na piersi.
  Tak? Widzę, że znalazł się kolejny jasnowidz. Czy tylko ja tu nie mam takiego daru?   zaśmiałam się cicho.
  Jak widać, to chyba tak   zaśmiał się chłopak.
  Co cię tu sprowadza?   uniosłam jedną brew.
  Taylor mnie przysłała. Miałem sprawdzić czy faktycznie źle się czujesz   uśmiechnął się.
  Czyli jednak kiepski ze mnie kłamca   westchnęłam i położyłam ręce na biodrach.
  Na to wychodzi.
  Dzięki. Myślałam, że mnie pocieszysz   westchnęłam teatralnie, na co Horror się zaśmiał, podszedł do mnie i przytulił. Nie należał on do ludzi wysokich. Mógł mieć około sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu. Mimo to, był wyższy ode mnie, mierzącej zaledwie metr sześćdziesiąt. Nawet fajnie się z nim przytulało. Być może to z powodu niewielkiej różnicy we wzroście.
Przy Biersack'u, który miał prawie dwa metry, czułam się taka malutka i bezbronna. Clary! Po co ty o nim myślisz? Zejdź na Ziemię !   krzyczała moja podświadomość.
– To jak , zejdziesz na dół? – spytał ciemnowłosy.
– Chyba nie. Wolę się położyć.
– W porządku. Jakby co jesteśmy w ogrodzie – puścił mi oczko i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Ja natomiast zgasiłam światło, rozebrałam się i położyłam w wygodnym łóżku.   Jednak nie mogłam usnąć. Moje myśli mi na to nie pozwalały. Mówi się, że noc to najlepszy czas do rozmyślań. W pełni się z tym zgadzałam. Zaczęłam myśleć nad wszystkimi dotychczasowymi wydarzeniami ; poznaniem Andy'ego wtedy w parku, utraceniem pamięci, niedoszłym gwałcie oraz feralnym szóstym lipcu, o którym niestety sobie przypomniałam. A no i jeszcze nie można pominąć przejawów pamięci. Mojego brata jak i chłopaka, z którym wznosiłam toast. Na dodatek jeszcze Judi, dziewczyna z mojej dawnej szkoły, która skutecznie uprzykrzała mi życie. Twierdziła, że jestem zerem, że nic w życiu nie osiągnę. Wyzywała mnie od najgorszych, dyskryminowała tylko dlatego, że byłam biedniejsza i ubierałam się inaczej niż reszta. Chodziłam do szkoły nietolerancyjnych, rozwydrzonych bachorów. Ja trafiłam tam, ponieważ miałam za daleko do jakiejkolwiek innej szkoły. Codziennie wstawałam i szłam do tego cholernego budynku, jak za karę, bo faktycznie tak było. Szykany i ciągłe dokuczanie nie należało do przyjemnych. Jedyną podporą był ON. Wysoki, ciemnowłosy chłopak, z dwoma kolczykami w wardze. Zawsze chodził w soczewkach, przez co nigdy nie widziałam jego naturalnego koloru oczu. Przyjaźniliśmy się. Wiedziałam o nim prawie wszystko. On z resztą o mnie też. Pomagał mi a ja jemu. Mieliśmy bardzo podobne problemy. Był taki jak ja. Ubierał się podobnie do mnie. Słuchaliśmy tych samym zespołów. Traktowaliśmy się jak rodzeństwo. Byliśmy bratnimi duszami. Do czasu gdy kontakt się urwał. Przez co? Nie miałam pojęcia. Nie byłam wstanie na tamtą chwile przypomnieć sobie niczego więcej. Jednocześnie byłam pod wrażeniem tego jak przez jedną, wredną osobę w postaci Judi mogłam przypomnieć sobie aż tyle. Chociaż chwila....mówiła coś o moim zniknięciu. Może to było powodem zerwania kontaktu? Moja intuicja podpowiadała mi, że mam racje, jednak potrzebowałam dowodów. Zanurzona w otchłani moich myśli nieoczekiwanie przymknęłam powieki i zasnęłam.
 Perspektywa Jake'a
  Podczas gdy Biersack spał, Ash przypałętał się do mojego pokoju, który dzieliłem wraz z Jinxx'em i Christianem.  Oczywiście nie mogliśmy obyć się bez alkoholu, dlatego CC ruszył swoje cztery litery i wyjął z hotelowego barku whisky. Po drodze zgarnął również szklanki i postawił je na stoliku, o mało się nie wywracając przez bandanę, która osunęła mu się na oczy. Szatyn szybko ponownie zawiązał ją na czole i usiadł obok Purdy'ego. Gdy ci bez reszty oddali się alkoholowi ja podziwiałem wnętrze. Byłem już tu z chłopakami nie jednokrotnie, jednak za każdym razem było inaczej. Może to dlatego, że każdy z pokoi jest inny. Nie ma w tym budynku dwóch takich samych. Za to wszystkie są nadzwyczaj przytulne i eleganckie. Ten, który dzieliłem z CC'm i Jeremym ściany miał koloru brązowego, zbliżonego do barwy kawy z mlekiem.  Podłoga zarówno w salonie jak i sypialni była wykonana z brzozowych desek. W pierwszym wymienionym przeze mnie pomieszczeniu własnie siedzieliśmy. Jego centralnym punktem była sporej wielkości czarna, skórzana sofa umiejscowiona przy ścianie, dwa fotele tego samego koloru, stojące równolegle do niej oraz duży brzozowy stolik, na którym teraz stały rozmaite trunki. Na przeciwko sofy miejsce na ścianie miał duży, płaski telewizor a pod nim stała dębowa komoda z pozłacanymi uchwytami, a tuż przy niej barek z alkoholem. Obrazy i rozmaite dekoracje w postaci wazonów i figurek pięknie dopełniały wygląd całego wnętrza.
 – A ty co tak podziwiasz to wnętrze?   szturchnął mnie Ferguson z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
   Podziwiam, bo ładnie tutaj. Zresztą jak zawsze   powiedziałem biorąc do ręki szklankę z moim alkoholem.
 – Zaraz wracam. Przyprowadzę młodego  – odezwał się po chwili Purdy. Odpowiedzieliśmy mu skinieniem głowy po czym ten ulotnił się. Niecałe trzy minuty później przyleciał z powrotem z mina jakby ducha zobaczył.
 –  Chłopaki ! – krzyknął zdenerwowany.
 –  Co jest? – spytał zdziwiony Jinxx.
 –  Młodego nie ma!
 –  Że co, do cholery?  – odezwałem się.
 – No nie ma go. Ludzie zniknęło nam nasze dziecko!  – sądząc po jego słowach miał już nieźle wypite. Jednak prawdą jest, że to dziwne, iż młodego nie ma w pokoju. Uznałem, że lepiej będzie go znaleźć, by jeszcze czegoś nie wywinął. Cała nasza czwórka wyszła z pokoju i zaczęliśmy poszukiwania Biersack'a. 

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 9

Perspektywa Clary
  Jak na razie, obie zrobiły na mnie dobre, pierwsze wrażenie. Zobaczymy, co dalej.
 Dajcie walizki.Zaniosę je do pokoju gościnnego – zaoferował się Andy. Dziewczyny przekazały mu swój bagaż, po czym brunet powędrował z nim na górę. Gdy chłopak zniknął mi z pola widzenia, drzwi ponownie się otworzyły a w nich stanęła reszta BVB ze swoimi walizami. Co jak co, ale wyjeżdżają tylko na dwa, trzy dni a spakowali się, jakby wyjeżdżali co najmniej na miesiąc. Faceci...
 – O już jesteście! – rzucił się na dziewczyny rozradowany CC. Następnie wyściskał i mnie. Nie żeby miała coś przeciwko temu , ale widzieliśmy się zaledwie kilkadziesiąt minut temu.
  – Postanowiłyśmy przyjechać ciut prędzej. Hayley strasznie się niecierpliwiła – oznajmiła blondynka – Bardzo chciała cię poznać. Z resztą tak, jak i ja – skierowała te słowa do mnie. Nie powiem, zrobiło mi się nadzwyczaj miło. Nie wiedzieć czemu zarumieniłam się.
– Pięknie ci w rumieńcach, aniołku – puścił mi oczko Jake. Lubię tego faceta, nawet bardzo. Traktuję go jak starszego brata, którego nigdy nie miałam. W sumie....to nie wiem czy mam rodzeństwo, czy też nie. Nie wiem o swojej rodzinie nic. To przygnębiające.
 – Dzięki – podarowałam gitarzyście szeroki uśmiech, by ukryć zasmucenie.
Chłopcy odłożyli swoje bagaże w przedpokoju, następnie udali się na kanapy. Wraz z dziewczynami usiadłyśmy z nimi i włączyłyśmy telewizję. W niej leciał właśnie Zbuntowany Anioł. Oczywiście jak tylko przełączyłam na inny kanał CC strzelił focha. Jednak wolę żeby on jedyny się obraził a nie reszta towarzystwa. Sorry baby, life is brutal.
Siedziałam wygodnie na brzegu kremowej kanapy. Nagle poczułam czyjąś chłodną dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam głowę. Za mną stał Andy. Mogłam się tego spodziewać, tylko on ma tak zimne ręce. Na jego twarzy malował się smutek, który próbował, jak na moje ukryć. Jednak mnie nie oszuka.
– Co jest? – spytałam.
– Możemy pogadać?
– Coś się stało? – odpowiedziałam mu pytaniem, na pytanie. Ten nic nie odpowiedział. Chwycił mnie delikatnie za nadgarstek i zaprowadził do kuchni. Podparłam się rękoma o  marmurkowy blat i czekałam na jakiekolwiek wyjaśnienia ze strony Andy'ego, który stał ze spuszczoną głową na przeciwko mnie. Chyba nie raczy się odezwać. Postanowiłam przerwać tą frustrującą ciszę.
– Mógłbyś mi powiedzieć w końcu co jest grane? – spytałam z zirytowaniem, które było nie do ukrycia. Biersack podniósł wzrok z podłogi i skierował go na moją osobę. Chwycił mnie za rękę i zrobił krok w przód, przez co byliśmy bardzo blisko siebie.  Wpatrywał się ze smutkiem w moje oczy, po czym mocno mnie przytulił.
– Będę tęsknić – powiedział mi na ucho. Zdziwiłam się, ponieważ nie będzie go jedynie kilka dni. To zachowanie było dla mnie trochę podejrzane. Może, on coś do mnie czuje? Clary zejdź na ziemię!  –krzyczała moja podświadomość. Nie, on nic głębszego do mnie nie czuje. Słyszałam  przecież, jak rozmawia o mnie z Ash'em i zapewnia go, że nic nas nie łączy. Nie okłamałby swojego przyjaciela w takiej kwestii. A więc potwierdzone, Andy nie darzy mnie żadnym innym uczuciem poza przyjaźnią. Może on po prostu jest tak uczuciowy...
 – Ja też – powiedziałam po chwili ciszy. mocniej przytulając bruneta. Zdałam sobie sprawę, że będzie mi go bardzo brakować, z resztą jak i pozostałych chłopaków.
Perspektywa Andy'ego
 – Ja też – odpowiedziała po chwili ciszy, mocniej wtulając się w mój tors. Cholernie będzie mi jej brakować.
– Ykhm – usłyszałem czyiś lekko zachrypnięty głos. Szybko spenetrowałem pomieszczenie w celu zidentyfikowania osoby, do której należał owy głos. Zatrzymałem wzrok na wejściu do kuchni, w których jak się okazało stał Ash. On mi to robi na złość, czy jak?
 – Co chcesz? – mruknąłem do przyjaciela.
 – Za chwilę wyjeżdżamy. Lepiej się pośpiesz – poradził mi Purdy. Oderwałem się od Clary i powędrowałem po walizkę do sypialni. Schodząc z powrotem na dół zastałem w salonie brunetkę żegnającą się z resztą zespołu. W czasie, gdy Chlarissa była oblegana przez CC'ego i Jinxxa, ja postanowiłem pożegnać się z Hayley i Taylor. Następnie przyszła pora na Davies, która wyswobodziła się z uścisków chłopaków. Przytuliłem ją mocno i powtórzyłem zdanie z kuchni "Będę tęsknić". Jednak dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ musieliśmy już iść, gdyż nasz genialny Ash oznajmił nam, że mu się zegarek spóźnia i na dojazd na lotnisko mamy nie trzydzieści a dwadzieścia minut. W ekspresowym tempie wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do mojego czarnego BMV. Jeremy podczas jazdy dwukrotnie przekroczył dozwoloną prędkość. Pech chciał, że jakieś pięćset metrów przed lotniskiem, utknęliśmy w korku. Szybko zjechaliśmy na pobocze i porzuciliśmy moje autko. Postanowiliśmy pobiec na ukos, przez piaszczysto - trawiasty teren, by zdążyć na czas. Zapieprzaliśmy z walizkami niczym stado dzikich gazel galopujących po bezdrożach sawanny, zostawiając za sobą obłoczki duszącego pyłu. O dziwo, na miejscu byliśmy 10 minut przed odlotem naszego samolotu. Można? Można! Wtem dobiegły mnie zza pleców ciche kichnięcia. Odwróciłem się o zobaczyłem Jeremy'ego z podpuchniętymi oczami i zaczerwieniona twarzą.
– Stary, co ci? – zaśmiał się Ash – wyglądasz jak niemowlę kangura, wiesz te takie małe, nieowłosione co jest jeszcze w torbie matki - mówił dalej Purdy dławiąc się śliną. To jego poczucie humoru...
Jeremy poszedł do WC, prawdopodobnie zażyć lekarstwo na alergię, ale po diabła do toalety? No dobra, nie ważne. Ash też zniknął mi z pola widzenia. Jak znajdę to pozabijam!
Wraz z CC'ym i Jake'em staliśmy w kolejce do odprawy. Gdy przed nami były już tylko 2 osoby, zacząłem się martwić. Jeremy przyszedł cały i zdrowy, ale Purdy'ego wciąż nie widziałem. Ludzie trzymajcie mnie, bo chyba go zapierdolę jak się znajdzie! I w tym właśnie momencie zobaczyłem Ash'a mającego na sobie koszulkę Hello Kitty. Kurwa... ile on ma lat?! Ja to chociaż wielbię batmana, to jeszcze nie wypada tak żenująco jak to. Zmierzyłem kumpla zrezygnowanym spojrzeniem.
– No co? Musiałem ją kupić. Ta koszulka wręcz o to błagała – tłumaczył się basista.
~~
Jak zwykle mieliśmy pecha i pół godziny czekaliśmy na start samolotu. Rutynowo stewardessa przeprosiła za komplikacje i w końcu wznieśliśmy się w powietrze.
W między czasie
Po wyjściu chłopaków postanowiłyśmy obejrzeć jakiś film. Chyba tak najprościej się zintegrować, prawda? Stałam właśnie przy wieżyczce z płytami, chcąc wybrać jakiś tytuł, jednak totalnie nie miałam pomysłu, co mogłybyśmy obejrzeć.
–  Na co macie ochotę? – spytałam odwrócona do nich plecami.
 – Horror! – krzyknęły niemal równocześnie. Nie. Błagam. Tylko nie horror.
 – Jak obudzę się w środku nocy z krzykiem, to któraś z was będzie musiała ze mną spać – pogroziłam im palcem.
– Możemy spać z tobą obie, tylko błagam, włącz horror – brnęła Wiliams. Jej spojrzenie było pełne słodyczy. Nie potrafiłam jej odmówić.
– Dobrze! Dobrze – powiedziałam i zaczęłam szukać jakiegoś ciekawego tytułu. Padło na "Obecność". Odwróciłam się i pokazałam dziewczyną okładkę.
– Może być? – uniosłam brew. Te tylko kiwnęły głową. Włożyłam płytę do odtwarzacza DVD a w między czasie Taylor i Hayley skoczyły do kuchni po przekąski. Dziewczyny po drodze zgasiły światło i we trójkę rozsiadłyśmy się na kanapie. Ze stolika zgarnęłam pilota i włączyłam film. No to zaczynamy...
2 godziny później
Film dobiegł końca. W pośpiechu zapaliłam światło.
– Nigdy więcej nie oglądam horrorów!
– Nie przesadzaj, aż tak się bałaś? – spytała blondynka. Na te słowa mną wzdrygnęło. Moją głowę wypełniła scena z dzieciństwa. To znak, że znów odzyskałam kolejny skrawek pamięci. W wspomnieniu mogłam mieć wtedy około dwunastu lat. Siedziałam na niedużej kanapie, która stała pod ścianą koloru niebieskiego. Przy mnie siedział jakiś chłopak. Szacuję, że mógł mieć jakieś szesnaście lat. Był to brunet o dość ostrych rysach twarzy i czarnych, przerażających oczach. Jego ubiór składający się z poszarpanych jeansów i luźnej czarnej koszulki zespołu Metalica, świadczył o zamiłowaniu chłopaka do cięższych brzmień. Ja natomiast ubrana w czarną piżamę tuliłam ramię nastolatka. Na przeciwko nas znajdował się telewizor, w którym leciał horror "To". Za każdym razem, gdy na ekranie pojawiał się demoniczny clown, zamykałam oczy i mocniej tuliłam się do chłopaka.
– Mała, spokojnie. Jestem tu, zawsze będę – odezwał się do małej mnie brunet i pocałował w czubek głowy. To musiał być mój...
 Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Natychmiast oprzytomniałam.
– AAAAA! – krzyknęłyśmy wszystkie. A jednak, nie tylko ja się tu boje.
– Spokojnie, może to sąsiadka czy coś w tym stylu – odezwała się Hayley.
– Pójdę sprawdzić – skierowałam się w stronę drzwi. Znów rozległo się pukanie, na co ja delikatnie odskoczyłam. Spojrzałam przez wizjer, nikogo nie było. Przełknęłam ślinę i otworzyłam drzwi. Ani żywej duszy.
– Niespodzianka!!! – nie wiadomo skąd wyskoczyli członkowie Motionless In White. Złapałam się za fragment klatki piersiowej, pod którą spoczywa moje serce. Myślałam, że zawału dostanę. Gdyby nie ich rozbawione miny, krzyknęłabym z przerażenia.
– Chcecie żebym tu zeszła?!
– Sorry, chcieliśmy złożyć Biersack'owi niespodziewaną wizytę. Nie wiedzieliśmy, że to ty otworzysz nam drzwi. W odźwiernego zawsze bawił się Andy – wytłumaczył Chris.
– Tak się składa, że ja przejęłam jego funkcję, ponieważ wyjechał do Las Vegas z resztą Black Veil Brides – uśmiechnęłam się delikatnie.
– A my liczyliśmy na małą imprezę – powiedział zawiedziony Devin.
 – Nic straconego. Wchodźcie. To, ze nie ma chłopaków nie oznacza, że nie możemy pobalować – puściłam im oczko. Nie do pomyślenia normalnie. Jakby ktoś, kiedyś powiedział mi, że poznam MIW i będę z nimi pić, to chyba bym tą osobę śmiechem zabiła. Cóż, życie toczy się różnymi torami.
 Chłopcy weszli do salonu i przywitali się z dziewczynami. Po ich radosnych twarzach i sposobie witania, od razu wiedziałam, że się znają. Chłopcy wyciągnęli z reklamówki alkohol a ściślej mówiąc trzy butelki Jack'a Daniels'a i jedną Bourbon'a. Wraz z dziewczynami skoczyłyśmy po więcej przekąsek. Co jak co, ale wolałabym nie mieć jutro totalnego kaca. Taylor i Hayley kończyły przygotowywać jakąś sałatkę, gdy ja postanowiłam pójść już do gości. Rozłożyłam się na kanapie koło Chris'a i Ricky'ego. Nie chciało mi się kolejny raz, szukać jakiegoś filmu w jakże wielkim zbiorze Biersack'a, dlatego chwyciłam do ręki pilot leżący na szklanym stoliku i zaczęłam szukać jakiegoś ciekawego filmu w TV. Padło na " Uprowadzona", który i tak wyłączyłam po kilkunastu minutach, ponieważ nikt nim się nie interesował. Zamiast tego włączyłam wieże. W głośnikach rozbrzmiała piosenka zespołu Three Day Grace - Let It Die.
Perspektywa Andy'ego
 Wylądowaliśmy na lotnisku w Las Vegas. Obyło się bez zgubionych bagaży, czy też tłumu fanów, na całe szczęście. Nie żebym ich nie lubił , bo jest wręcz przeciwnie, ale teraz wolałbym uniknąć zbędnego zamieszania. Czas na autografy będzie po koncercie. Poza tym odbędzie się jeszcze spotkanie z BVB Army, więc na pewno każdy zdobędzie podpis. Szczerze, jestem wykończony i marzę tylko, by zasnąć w hotelowym łóżku.
 Wraz z chłopakami zadzwoniliśmy po dwie taksówki. Przyjechały po upływie około kwadransa i zabrały nas do hotelu Bellagio. Trzydzieści minut zleciało bardzo szybko i mogliśmy opuścić  pojazdy, w celu udania się do recepcji. Po karty do naszych pokoi poszli Jeremy i Jake.
 Stałem właśnie na środku ogromnego lobby. Nie byłem tu pierwszy raz. Koncerty w LV mieliśmy dość często i zawsze zatrzymywaliśmy się właśnie tu. Mimo, że widzę  to miejsce już któryś raz, to nadal zachwyca mnie swoim wyglądem. Wnętrze budynku kojarzyło mi się z bogato zdobionym włoskim pałacem. Piękna dodają mu marmurowe rzeźby oraz wiele dekoracji wykonanych z cennych kruszców, jak i toskańskie urny wypchane po brzegi kwiatami. Jednak najbardziej zachwyca ogromny żyrandol umiejscowiony na suficie. Ręcznie wykonany ze specjalnego, dmuchanego szkła niewątpliwie zapiera dech w piersiach turystą przybywającym tu po raz pierwszy.
 – Chłopaki, idziemy – odezwał się Jeremy stojący przy recepcji. Wszyscy skierowaliśmy się w stronę wind, uprzednio oddając nasze bagaże w ręce boi hotelowych. Będąc w windzie dowiedziałem się, że dzielę pokój z Purdy'm. Niech no tylko spróbuję przyprowadzić do nas jakieś dziewczyny, a pożałuje. Przez te dni chciałbym odpocząć,odwiedzić rodzinę Ash'a, którą bardzo lubię. Basista ma kochaną babcię, której w ogóle nie docenia. Twierdzi, że jest nadopiekuńcza i wszystko wyolbrzymia.
 Usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk informujący nas, że jesteśmy na właściwym piętrze, czyli na osiemnastym. Wyszliśmy z windy i udaliśmy się do swoich pokoi. Ja z Purdy'm mieliśmy pokój numer 3412 a CC, Jeremy i Jake 3413. Po otwarciu drzwi od razu rozłożyłem się na wielkim, wygodnym łóżku. Nie zdążyłem nawet przymknąć powiek a rozległo się pukanie do drzwi. Otworzył Ash.
– Przynieśli walizki – rzekł basista.
– Moją postaw gdzieś koło łóżka – mruknąłem.
 Rozebrałem się do samych bokserek i położyłem się pod nadzwyczaj miękką, beżową kołdrą. Wtuliłem twarz w jedwabną poduszkę i udałem się do krainy Morfeusza.