Perspektywa Clary
Obudził mnie dziwny trzask, jakby coś huknęło o podłogę. Po chwil zdałam sobie sprawę, że to ja spadłam z łóżka. Poczułam silny, pulsujący ból w skroniach oraz pieczenie w biodrze. Rozmasowałam bolące miejsca i westchnęłam. Próbowałam przypomnieć sobie coś z wczorajszej nocy, co niestety mi się nie udało. Ciekawość zżerała mnie od środka. Jak wczoraj ja i Radke wypadliśmy przed jego rodzicami? Czy nie zrobił nic głupiego? Co się w ogóle działo?
Powoli otworzyłam zaspane oczy. Przywitała mnie biel ścian, obca mi podłoga oraz bardzo przyjemny również nieznany mi zapach. Gdzie ja do cholery jestem?
- Clary, co ty wyprawiasz? - burknął zaspany Ronald.
- Co ja wyprawiam? Co ja tu w ogóle robię!? Ronnie, tłumacz się lepiej, bo nie wiem co ci zrobię.
- Proponuję masaż, strasznie bolą mnie plecy.
- Oh - westchnęłam z goryczą w głosie - Mam cię dość.
- To wymasujesz mnie?
- Jeszcze czego - prychnęłam, po czym zaśmiałam się cicho, widząc rozczarowanie w oczach wokalisty FIR.
- Jesteś wredna...współczuje Biersackowi...- ostatnie słowo wypowiedział tak cicho, że nie byłam w stu procentach pewna, czy mówi o Andym.
- Co powiedziałeś?
- Yyyy....nic - Rozglądał się gorączkowo po pokoju, by uniknąć mojego wzroku. Wiedziałam. Chodziło o Biersacka.
- Jesteś popaprany - machnęłam na niego ręką - Tak, jak i cała reszta...
- Nie lubisz mnie? Ani chłopaków? - Skrzywił się udawanie.
- Nie o to chodzi...zdążyłam was polubić, co jest bardzo dziwne. Wiesz...poznaliśmy się kilkanaście dni temu...zamieszkałam w domu Andy'ego. Cała sytuacja jest nadzwyczaj dziwna i wszyscy powinni być chodź trochę spięci, a wy przyjęliście mnie, jak członka rodziny...Sama sobie się dziwie, że nie jestem skrępowana w waszej obecności. Czuję, jakbyśmy znali się od lat.Wiesz, o co mi chodzi?
- Jasne, że wiem. My też cię bardzo polubiliśmy i faktycznie, nawet mnie dziwi, że jeszcze nas nie wkurzasz. Każda dziewczyna, która przemknęła się w naszym życiu była....yyy...jakby to powiedzieć...po prostu do nas nie pasowała. Nie było z nią o czym rozmawiać. A ty... cóż może masz w sobie parę babskich cech, ale w większości masz coś wspólnego z nami. To nam się podoba - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Wow....nigdy bym nie posądziła cię o wyznanie tego typu. Ale co ja tam mogę wiedzieć, znam cię od niedawna - zaśmiałam się - W gruncie rzeczy, bardzo mi miło, że tak odbieracie moją obecność w waszym życiu - posłałam mężczyźnie drobny uśmiech.
- Dobra, koniec tematu bo się rozpłaczę - zaśmiał się mimowolnie - Lepiej mi powiedz, do kogo wczoraj dzwoniłaś - założył ręce za głowę i podparł się o ścianę.
Pytanie zaskoczyło mnie. Nie mówiąc o tym, że nie mogłam sobie przypomnieć co się stało.
- Nie wiem o czym mówisz...Chwila - i wtedy mnie olśniło - Andy!!!
Prędko wygrzebałam telefon z pod poduszki i wybrałam numer do wokalisty, połączenia jednak nie odebrał on.
- Dzień Dobry, tu sekretarka Andy'ego, w czym mogę pomóc - usłyszałam głos, który wydał po chwili zduszony chichot.
- Zabawne, Purdy - odparłam lekko rozdrażniona - Mógłbyś dać do telefonu Andy'ego? - dodałam pośpiesznie.
- Bierze prysznic, a co? Pali się?
- Tak, pali się! Muszę z nim pogadać, coś wyjaśnić.
- Aaa, już wiem po co dzwonisz - zaśmiał się głośno.
- Ashley, to nie jest zabawne. Byłam pijana. Co takiego powiedziałam?
- Ja ci, mała, nie powiem - Mimo iż go nie widziałam, byłam pewna, że głupio szczerzy się do telefonu. Pewnie miał dziką radość z tego, że jestem tak ciekawa wczorajszych wydarzeń, a on nie zamierza mi o nich powiedzieć - Słuchaj, on i tak teraz się pindrzy, a potem jedziemy na spotkanie z fanami, także oddzwoni, jak tylko będzie mógł. Na razie, Clary - rozłączył się.
Z tego wszystkiego zapomniała spytać basistę, jak tam jego złamana ręka. Jednak teraz bardziej martwiłam się tym, że nie może porozmawiać z brunetem. Klęłam w myślach jak szewc. Rzuciłam się na łóżko, machając z irytacją nogami i szarpiąc się nieco za włosy. Ronald próbował opanować moje zachowanie, lecz jedynie na niego nawrzeszczałam, a ten zapobiegawczo udał się do łazienki.
Starałam się uspokoić swój oddech, biorąc powoli hausty powietrza i wypuszczając je równie subtelnie. Zastanawiałam się, dlaczego tak bardzo chcę wyjaśnić tą całą sytuację. Przecież byłam pijana, nie myślałam trzeźwo i paplałam z pewnością jakieś głupoty, wiec czym się martwię? Sama nie wiem. Poszłam na balkon. Jednak dopiero po chwili zorientowałam się, że to nie dom Andy'ego i tu nie zastanę mojej paczki Malboro, która przeważnie leżała na parapecie. Wzdychając wróciłam do środka i spytałam Radke, gdzie moja torebka. Ten odpowiedział tyle, że gdzieś się wala, po czym dodał, iż z pewnością nie mam w niej papierosów, jak i połowy zawartości torebki. Świetnie.
Dziesięć minut spędziłam na przeszukaniu pokoju, po czym, w końcu, znalazłam to, czego szukałam. Wyjęłam ze skórzanej torebki portfel, a w momencie odpięcia go, moje oczy rozszerzyły się. Miałam w nim jedyne 100 dolarów. Te 100 dolarów, z 350, które "podarował mi Biersack". Moją głowę zalała fala zmartwień. Przecież jak te pieniądze mi sie skończą, nawet nie będę śmiała prosić Andy'ego o kolejną "pożyczkę". Nie ma mowy. Jedno było pewne, musiałam znaleźć sobie pracę. I to jak najszybciej.
Nie informując Ronniego, udałam się do holu, w którym znajdował się sklep z prasą. Coś jak kiosk.
Kupiłam dla odmiany paczkę czekoladowych Black Devili.
- No, no, no - ktoś stojący za mną odezwał się. Był to męski głos - Taka młoda dziewczyna, a już pogrążona w nałogu - zacmokał niecierpliwie ustami. Odwróciłam się. Zobaczyłam wysokiego mężczyznę w garniturze. Z początku nie byłam w stanie rozszyfrować kim jest. Kojarzyłam go....i po chwili mnie olśniło.
- Znam pana - powiedziałam zdecydowanie - Steven, menadżer BVB, czyż nie?
- Owszem, zgadza się - ułożył usta w uśmiechu - I proszę, nie mów do mnie per Pan. Z pewnością mam niewiele więcej lat od ciebie - zaśmiał się melodyjnie.
- Ja mam 21 - burknęłam dość cicho.
- Ooo, szczerze powiedziawszy wyglądasz na ciut starszą. No widzisz, bo ja mam 27.
Przez chwilę trochę mnie skołowało. Wydawało mi się, ze tak młodo nie można zostać menadżerem, w dodatku tak domrze rokującego zespołu, jakim jest Black Veil Brides.
- Kurczę...nie mogę oprzeć się wrażeniu, że skądś cie znam...te oczy...masz bardzo ładne oczy. Przypominają mi kogoś, kogo kiedyś znałem.. - mówiąc to w jego glosie nie odczytałam nuty żalu ani smutku. Mówił to w taki sposób, jakby miał być to komplement.
- No cóż, czas mnie goni. Do zobaczenia wkrótce - powiedział, po czym zniknął w drzwiach wyjściowych.
"Przypominasz mi kogoś, kogo kiedyś znałem ..." To zdanie krążyło po mojej głowie przez dłuższy czas. Zastanawiałam się, co, a raczej kogo mógł mieć na myśli. Żałowałam, że nie spytałam go o to, kiedy jeszcze miałam na to szansę. Nie dawało mi to w pewien sposób spokoju. Chyba było to po mnie widać, bo Ron, na widok mojej zamyślonej miny, skrzywił się. Zbyłam go machnięciem ręki i zaczęłam myśleć o kim innym. O Andym i chłopakach. Brakowało mi ich. Mimo, że nie było ich krótko, odczuwałam pustkę. To dziwne, znam tych wariatów od tak niedawna...Ale mają coś w sobie. Coś co przyciąga...nie zdołam się oszukać, mówiąc, że tak nie jest.
- Młoda, szykuj się. Jedziemy do mnie.
- Okej, tatku - odparłam - Zaraz...Co? Jak to do ciebie? - zrobiłam podejrzliwą minę.
- Normalnie. Dziewczyn nie ma u Andy'ego i nie będzie do późnego popołudnia. Chcesz sama siedzieć przez ten czas w domu?
- Przecież moglibyśmy siedzieć u niego razem.
- W sumie...nie pomyślałem o tym.
- Przyznaj, że rzadko używasz mózgu - parsknęłam śmiechem.
- Nie jest jeszcze ze mną tak źle - wyszczerzył się. Kurczę, bogaci mogą pozwolić sobie na idealnie proste i białe zęby.
- Nie patrz tak na mnie, bo się zarumienię - zrobił głupią minę. Przypominała mi uroczą, małą dziewczynkę, która zobaczyła równie uroczego pieska i chciała go pogłaskać...Boże..o czym ja myślę!?
***
Siedzenie z Radke należało do czynności przyjemnych. A oglądanie z nim filmów to już w ogóle. Co chwila jakiś rozbrajający tekst potrafi poprawić humor. Siedzieliśmy właśnie na kanapie. Ja opierałam się o jej brzeg, a Ronnie o moje ramie, trzymając na kolanach miskę popcornu, za którym szczerze mówiąc nie przepadam, dlatego w większości pochłonął go chłopak. Poczułam, że ogarnia mnie sen. Powoli zamykałam powieki, a kiedy się rozluźniłam...ręka którą się podtrzymywałam osunęła się i uderzyłam twarzą w róg sofy.
- Ała, moja szczęka!
Wokalista FIR zaczął się śmiać jak głupi, za co oberwał w łeb.
- Za co to?
- Za śmianie się z mojego nieszczęścia.
Brunet uśmiechnął się zawadiacko poszedł dorobić popcornu.
- Wiesz...! - krzyknął z kuchni.
- Co?
- Popcorn się skończył.
- No nie! - przejechałam dłonią po twarzy - Nigdzie z tobą nie ide.
- Nie marudź tylko chodź - W mgnieniu oka chłopak pojawił się w salonie i pociągnął mnie za sobą.
***
- Nie wierzę, że mnie wyciągnąłeś do sklepu - odpowiedziałam naburmuszona pchając sklepowy wózek.
- Skończ biadolić i lepiej spójrz tam - Ronnie pokazał na dwóch chłopaków stojących niedaleko nas -Gapią się.
- Pewnie twoi fani i chcą autograf.
- Nie wydaje mi się. O patrz jeden z nich do nas idzie.
No nie. Tylko nie to, pomyślałam. Z drugiej strony chłopak wcale nie był taki zły. Zielone oczy, brązowa czupryna, pojedyncze kosmyki wpadające do oczu. Zbudowany też był przyzwoicie. Jednak czegoś mi w nim brakowało...
- Cześć - uśmiechnął się.
Nic nie odpowiedziałam, bo nie miałam zamiaru.
- Sorry koleś, ona jest zajęta.
- A co ja kurwa toaleta!?
Ronnie i nieznajomy chłopak spojrzeli się na mnie a po chwili Ronnie parsknął śmiechem.
- Clary, przymknij się proszę, bo wszystko powiem Andy'emu - uśmiechnął się pod nosem.
- Co niby? - zmarszczyłam brwi.
- Andy to twój chłopak? - odezwał się szatyn.
- Tak - zapewnił Ronald.
- Nie! Niech cie to nie interesuje. Spływaj.
- Nie tak ostro. Zrozumiałem aluzje.
Ze smętną miną chłopak poszedł do swojego kumpla, który się z niego naśmiewał. Po chwili ten drugi spojrzał na mnie i puścił oczko.
- Jezu, ci mężczyźni! - krzyknęłam głośniej niż chciałam i ruszyłam dalej. Za plecami usłyszałam śmiech. Zapewne tych chłopaków. Ron spytał mnie, dlaczego zaprzeczyłam, gdy powiedział, że Biersack to mój chłopak. Odpowiedziałam mu tylko tyle, że jeśli jeszcze raz o to zapyta, dostanie w dziób. Chyba zrozumiał mój komunikat, bo już więcej o niego nie pytał.
Będąc już w domu, przypomniałam sobie o czymś. Powiedziałam Radke, że spotkałam menadżera chłopaków - Stevena, o ile się nie mylę. Wokalista trochę mi o nim opowiedział. Między innymi to, że przed laty zaginęła jego młodsza siostra. Biedny człowiek...nie zasłużył na taką stratę. Od razu pomyślałam o sobie. Nie miałam nikogo. To znaczy miałam, brata. Ale kim on jest? Gdzie jest? Pamięć jak na razie się nie odblokowuje...A co jeśli już niczego sobie nie przypomnę? Chciałam się rozpłakać, jednak wiedziałam, że nie mogę. Z innej strony nie miałam pojęcia, ile zdołam trzymać sekret o utracie pamięci w tajemnicy. Nawet nie wiem, jak na to zareagują...
- Clary, dobrze się czujesz?
- Taak, tak - ocknęłam się z rozmyślań.
- Na pewno?
Przytaknęłam głową.
Perspektywa Andy'ego.
Po rozdaniu autografów, udaliśmy się do jednego ze sklepów w centrum handlowym, które tymczasowo robił nam za naszą garderobę. Purdy poinformował mnie o telefonie od Clary, za co go opieprzyłem, tłumacząc, że długo na niego czekałem. Ten odpowiedział mi, że jeszcze będę miał okazje, żeby z nią pogadać. Taa, tylko ja chciałem pogadać z nią teraz, a nie Bóg wie kiedy!
Po przepraniu się pojechaliśmy do hotelu wziąć swoje bagaże i wymeldować się.
Wychodząc z budynku Ash krzyknął; No panowie! Jedziemy do mojej rodzinki!
Podróż do rodziców Ashleya trwała może jakąś godzinę. Mieszkali oni na obrzeżach Vegas. Wysiadając z auta przywitał mnie zapach ciasteczek, które piekła babcia basisty. Jak ja kocham tą kobietę!
- Ashley, skarbeczku! - Na werandzie stała drobna, krąglutka staruszka. Nie miała więcej niż metr pięćdziesiąt.
- Cześć babciu - odezwał się Purdy. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego z tym samym entuzjazmem nie wita rodziny, co ona jego. Wydawało mi się, że znałem go dość długo, ale najwidoczniej jeszcze do końca go nie rozszyfrowałem.
- Witam pani Mirando! Pięknie pani wygląda.
- Oh Andy, znów żeś urósł? Ostatnim razem byłeś dryblas, a teraz to już nie wiem jak cię nazwać! Może tyczka? Tak, tak, będziesz tyczką - zachichotała kobieta.
- Panią też miło widzieć - lekko zażenowany przeczesałem włosy palcami. Uwielbiałem tą kobietę, może dlatego, że nigdy nie poznałem swoich dziadków. Wszyscy umarli arbo przed moimi narodzinami albo ich nie pamiętam, ponieważ zmarli jak miałem mniej niż pięć lat.
Kobieta przywitała się z resztą chłopaków, po czym weszliśmy do środka. Nic się tu nie zmieniło. Te same oliwkowe ściany, brzozowy parkiet, stara kanapa, a na niej futrzana narzuta. Wszystko było takie, jak zapamiętałem. W powietrzu unosił się zapach ciasteczek, który było czuć już na ganku.
Nagle poczułem ruch w mojej kieszeni. Ktoś do mnie dzwonił. Wyjąłem telefon z dna mojej kieszeni i spojrzałem w ekran. Dzwoniła Clary.
Kaboom Misiaczki! Wróciłam i już się tłumaczę, dlaczego mnie tyle nie było. Po pierwsze; nauka. Jestem w trzeciej gimnazjum, także muszę się spiąć i po prostu czasem muszę coś zaniedbać, by móc realizować co innego, w tym przypadku, łapanie dobrych ocen. Sami pewnie wiecie, jak to jest. Czeka mnie egzamin gimnazjalny. Najbardziej boje się angielskiego, ponieważ jestem beznadziejna, jeśli chodzi o angielski rozszerzony. Zupełnie nie wiem, jak sobie poradzę, także muszę się uczyć i przykładać, by cokolwiek zrozumieć na egzaminie. Nie przedłużając, mam nadzieję, że rozdział się spodobał :* Ostatnio zauważyła, że zmalała mi tu aktywność...no cóż, jakoś się na to zaradzi. Do następnego rozdziału ! :*