Perspektywa Andy'ego
To był ciężki dzień. Od rana wywiady a wieczorem byłem z chłopakami w klubie. Jedyne o czym marzyłem to powrót do mojego pokoju i wtulenie się w miękkie łóżko. Tak też uczyniłem. Wszedłem po schodach do sypialni i rzuciłem się na moje jakże wygodne łoże. Jestem wyczerpany. Chwilę tak sobie leżałem, patrząc w biały sufit, gdy nagle do moich uszu dobiegły jakieś dźwięki z dołu. O nie ! Jeżeli to oni, to ich zabije ! - krzyknąłem w myślach. Zszedłem na dół, by upewnić się w moich przypuszczeniach. Nie pomyliłem się. Oni już nie żyją - powiedziałem pod nosem. Stałem przed schodami pół przytomny, przecierając oczy ze zmęczenia.
– No paczcie, znalazła się nasza śpiąca królewna! – krzyknął Ash. Tego, to nigdy humor nie opuszcza.
– Co wy tu robicie? Mało wam? – zdenerwowałem się. Imprezowaliśmy od siedemnastej do grubo ponad drugiej. Chciałem wtedy odpocząć, ale znając ich, wiedziałem, że zrobię to dopiero w grobie.
– Nie gniewaj się Andyś. Chcemy jeszcze minimalnie pobalować – powiedział basista łapiąc mnie za policzek. Poczułem się, jak w odwiedzinach u mojej Babci.
– Nie nazywaj mnie tak! I bierz te łapy z mojej twarzy!
– No to co ? Nie zabawisz się z nami? – uniósł brwi i patrzył na mnie z błagalną miną.
– Walcie się – burknąłem i wróciłem na górę. Trudno, niech te cymbały zostaną tu. Jeżeli jutro w salonie zobaczę syf, to na ich niekorzyść. Wyspany, pełen siły i wigoru wleję każdemu z osobna. Jeszcze przez chwilę stałem u góry opierając się o barierkę i przysłuchiwałem się dalszej rozmowie kumpli.
– Kto z kim? Ja z Jake'm a CC z Jinxxem? A może zbiorowo? – powiedział Ashley z jednym z tych swoich uśmieszków. Nie wiem jak inni, ale gdybym był na ich miejscu, uciekałbym gdzie pieprz rośnie.
– Oooo chłopie, weź nas w to nie mieszaj! – krzyknęła reszta.
– Ash kretynie! Wypad z chaty, chcę odpocząć! – wrzasnąłem.
– Dobra, dobra. Nie bądź taki wrażliwy. Już idziemy – powiedział brunet unosząc ręce w geście obronnym. Cała paczka wyszła z mojego domu. Nareszcie! W końcu się położę. Jak tu bez nich teraz cicho. Bez wahania wskoczyłem pod kołdrę i próbowałem usnąć. Jednak bez skutku. Cholera! Szkoda, że nie ma ze mną Juliet. Z nią na pewno bym zasnął.... Andy! Co ty pleciesz? - szybko skarciłem się w myślach. Przecież ona mnie zdradziła. Wyjechała ze swoim kolesiem i śladu po niej nie było. Opamiętaj się Biersack! - rozkazywał mój głos wewnętrzny. No cóż, już jej nie ma. Trzeba spróbować zapomnieć. Po upływie trzydziestu minut w końcu udało mi się zasnąć.
Następnego dnia
O dziwo, obudziłem się w miarę wypoczęty. Wyjąłem z pod poduszki mój telefon. Odblokowałem ekran, by zobaczyć, która godzina. Trzynasta trzydzieści...aha. Zaraz Coo?! Jeszcze raz spojrzałem w ekran mojego telefonu z niedowierzaniem. Faktycznie była trzynasta trzydzieści. Nieźle pospałem. Jednak dziwne...ta banda idiotów pozwoliła mi spać do tej godziny?
Zszedłem na dół w samych bokserkach i udałem się do kuchni. Po chwili usłyszałem jakieś dźwięki, jakby chrapanie? Ruszyłem się do salonu. Wtedy dostałem istnego szału. Ash i CC spali na mojej kanapie w jakiś dziwnych pozycjach. Jake leżał na podłodze w samej bieliźnie a Jinxx spał na siedząco ssąc kciuk. Po ziemi miotały się butelki po wisky. I że ja ich nie słyszałem? Już mniejsza o mój słuch, muszę ich obudzić.
Zszedłem na dół w samych bokserkach i udałem się do kuchni. Po chwili usłyszałem jakieś dźwięki, jakby chrapanie? Ruszyłem się do salonu. Wtedy dostałem istnego szału. Ash i CC spali na mojej kanapie w jakiś dziwnych pozycjach. Jake leżał na podłodze w samej bieliźnie a Jinxx spał na siedząco ssąc kciuk. Po ziemi miotały się butelki po wisky. I że ja ich nie słyszałem? Już mniejsza o mój słuch, muszę ich obudzić.
– Aaaaaashhh! Mama dzwoni! – krzyknąłem basiście do ucha, który zaraz po tym, spadł z sofy.
– Co? Jak to moja mamusia dzwoni? Przecież ja byłem grzeczny! – odezwał się przestraszony. Jego mina była bezcenna. Wiedziałem, że boi się mamy, lecz nigdy nie powiedział mi dlaczego. Musi mieć z nią jakieś nieprzyjemne wspomnienie, skoro przez tyle lat budzi w nim strach. Krzyk Purdy'ego obudził przy okazji resztę zespołu. Tym lepiej dla mnie, nie musiałem dodatkowo nadużywać swojego głosu. Gdy już wszyscy w miarę oprzytomnieli, zabrałem się za małe przesłuchanie.
– No to teraz moi mili....Co to kurwa ma znaczyć? – wskazałem na butelki po wisky i resztę śmieci walających się po salonie.
– No przecież mówiliśmy, że chcemy minimalnie pobalować. Jak wyszliśmy to niezbyt chciało nam się dupska ruszyć, do któregoś z nas, bo za daleko. Nie nasza wina, że mieszkasz na zadupiu. Czekaliśmy przed domem jakieś pół godziny i weszliśmy z powrotem...– powiedział, jakby nie widział w tym nic złego. Chciał kontynuować, ale nie pozwoliłem mu na to.
– Ehh nie mów nic dalej, nie chcę wiedzieć. Widząc w jakich pozycjach spaliście, mogę przypuszczać że, schlaliście się w trzy dupy, graliście w Xboxa, jeszcze mi powiedzcie, że po dziwki dzwoniliście!
– No właśnie... tak a pro po... – powiedział nerwowo Ash, jednak przerwano mu dalsze tłumaczenia.
– Andy Ash dzwonił po dziwki! – odezwał się CC.
– Dobra mam dość waszych wyjaśnień. Zbierać tyłki z moich mebli i sprzątać! – rzuciłem im dwie miotły, które stały w schowku pod schodami – Ja idę jeszcze odpocząć.
– A ty co? Jakiś kot, że tyle odpoczywasz? – zachichotał Ashley.
– A ty jakiś koń, że tak rżysz? – posłałem basiście drwiący uśmieszek.
– Ej, to mnie uraziło – powiedział ze skrzywiona miną.
– Dobra, do roboty moi poddani. Król idzie spać.
Za sobą usłyszałem jeszcze śmiech kumpli. Zignorowałem ich. Udałem się do sypialni. Przez dobry kwadrans słyszałem, jak te głąby krzątają się po moim salonie. Potem wszystko ucichło. Nareszcie wyszli. Jednak marny mój los. Dziś o osiemnastej impreza. Ash kończy trzydziestkę. Na samą myśl o dzisiejszym chlaniu robi mi się niedobrze. Mam gdzieś, nie będę tyle pić. Jako jedyny będę w miarę ogarnięty a potem zrobię im zdjęcia. Taka słodka pamiątka. Fajnie byłoby powtórzyć zdjęcia z przed roku. Ash w stringach i do tego ozdobiony bitą śmietaną. Żałuję, że się wtedy nie schlałem. Widok potworny, ale wspomnienia cudowne.
Gapiąc się w sufit myślałem o dzisiejszej imprezie. Co kupić Ash'owi? Pomyśle o tym potem, teraz jeszcze poleżę. No i nagle wszystko szlag trafił. Mój telefon zaczął dzwonić. Niezadowolony odebrałem połączenie.
– Co chcesz? – burknąłem.
– No co ty Andy, focha jeszcze masz? – zaśmiał się CC.
– Ponawiam pytanie. Czego do cholery chcesz?
– No chyba już pora zbierać dupę z łóżka co? – powiedział perkusista nadal się śmiejąc. Na pewno już coś pił.
– Hę? Stary przecież dopiero... – nie wiedziałem która godzina, dlatego spojrzałem na zegar – O kurwa szesnasta !
– No właśnie " O kurwa szesnasta" – zacytował Christian.
– Muszę się ogarnąć i jechać po prezent dla tej cioty.
– E E E ja wszystko słyszę Andrew! – niewyraźnie usłyszałem w słuchawce głos Ashley'a.
– Dobra to ogarnij swoje chude dupsko i przyjeżdżaj do nas – ponownie usłyszałem Comę.
– Ok – rozłączyłem się.
Ponownie spojrzałem na zegar. Szesnasta cztery. Nie ma co, idę się ogarnąć. Ruszyłem się do łazienki. Wszedłem pod prysznic i odkręciłem kurek. Ale zimna! Mądryś Biersack odkręciłeś nie ten kurek co trzeba. Przekręciłem więc drugi. Ooo, teraz już lepiej. Po chwili namydliłem ciało żelem pod prysznic. Spłukałem z siebie pianę i wyszedłem spod prysznica owijając się ręcznikiem. Skierowałem się w stronę zlewu i wziąłem do ręki dezodorant tam leżący, po czym spryskałem się nim. Wysuszyłem włosy i ułożyłem je na żel. Z szafy wyciągnąłem ciuchy, które zamierzałem włożyć na imprezę. Czyściutki i ubrany zszedłem do salonu. Ponownie spojrzałem na zegar. Już czterdzieści po czwartej, muszę jechać po prezent dla Ash'a. Wyszedłem z domu i pojechałem do pobliskiej galerii handlowej.
Godzinę później.
Kawał czasu chodziłem po galerii i szukałem prezentu idealnego dla mojego kumpla. Nareszcie znalazłem to, o co mi chodziło. Ciekaw jestem reakcji Ashley'a. Wsiadłem do mojego auta i pojechałem do klubu, w którym miały odbyć się urodziny mojego jakże wspaniałego basisty. Po około 15 minutach dojechałem na miejsce. Byłem zadowolony, gdy okazało się, że jest tylko kilkanaścioro znajomych. Nie miałem ochoty na zabawę w klubie wypełnionym w połowie osobami, których nie znam,
– Andrew, no nareszcie jesteś! – krzyknął Ashley. Boże, on już zdążył się napić. W sumie jak i reszta.
– Serio pijecie beze mnie? Ale z was kumple – zrobiłem obrażoną minę.
– Daj spokój to tylko kilka piw – odezwał się Ronnie. Dziwne, ale jakoś go przedtem nie zauważyłem.
– No ok. Ash to dla ciebie – powiedziałem z uśmiechem podając mu prezent. Ciekawe jak zareaguje.
– Ooo dzięki – kumpel wziął ode mnie niewielki pakunek. Rozpakował go i..
– Dennis! Wiesz, że cię kocham? No dokładnie o takim prezencie marzyłem! – powiedział, wyciągając z pudełka dwie pary kajdanek. Jedne czarne, drugie czerwono białe. I teraz powstaje pytanie. Powiedział to sarkastycznie czy już wypił tyle, że taki prezent go ekscytuje? Ale w sumie Ash to Ash. Równie dobrze może być to jego normalna reakcja.
– Cieszysz się? – spytałem unosząc brew.
– Bardzo! – krzyczał uradowany – Już wiem na kim je wypróbuje – zachichotał.
– Ej tylko nie myśl o którymś z nas! – wrzasną CC z przerażeniem w oczach.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Po chwili Ash gdzieś zniknął a ja poszedłem do stolika, przy którym siedziała ekipa. Impreza zleciała dość szybko. Wygłupialiśmy się jak zwykle. Ashley zdążył wypróbować swoje kajdanki. Nie wnikałem na kim. Tak jak planowałem nie upiłem się AŻ tak, jak inni i zrobiłem parę fajnych fotek. Zdjęcie Asha spiętego kajdankami wygrywa wszystko. Oj, coś czuje, że jutro nieźle się pośmieje.
***
Dochodziła czwarta. Reszta już prawie spała. Postanowiłem iść do domu. Tak iść. Chciałem zrobić sobie spacer, trochę świeżego powietrza mi nie zaszkodzi. Wyszedłem z klubu a samochód zostawiłem przed nim. Jutro po niego wrócę – pomyślałem. Planowałem przejść przez park, znajdujący się niedaleko mojego domu. Szedłem właśnie jedną z alejek, gdy usłyszałem płacz, należący prawdopodobnie do kobiety. Na ławce, trzydzieści metrów ode mnie siedziała jakaś dziewczyna. Nie przejąłbym się tym , gdyby nie okoliczności. Jest grubo po czwartej a po mieście szlajają się różne typy. Podbiegłem do niej. Poczułem, że mam obowiązek jej pomóc. Twarz miała zasłoniętą rękoma, do tego spuszczoną w dół.
– Czy coś się stało? – chwyciłem ją delikatnie za ramię.
Jestem, czytam, podoba mi się i czekam na nexta. Weny!!! ;D
OdpowiedzUsuńP.S ja tu myślałam że Andy Ashowi kupił dmuchaną lalkę xD
Hejo, jestem tu i się z tego cieszę. Byłam na twoim poprzednim blogu i jestem ciekawa co tutaj dalej napiszesz. Jak na razie jestem zadowolona, bardzo mi sie ten rozdział podoba. Kolejne historie tych chłopaków jest super. I te riposty. Bomba. Można się pośmiać na twoim blogu z czego sie bardzo cieszę. Poziom utrzymujesz nadal chłopcy są tacy ekstra jak na tamtym bolgu.
OdpowiedzUsuńDobra ja lecę czytać dalej.
Pozdrawiam! !!!
Kurwa ja tu padam z beki przy ich tekstach. Asiu, moja kochana Asiu nie przeginaj z seksem :D
OdpowiedzUsuńKurwa ja tu padam z beki przy ich tekstach. Asiu, moja kochana Asiu nie przeginaj z seksem :D
OdpowiedzUsuńJaki fajny początek :3 będę czytać i lecę dalej ;)
OdpowiedzUsuń