poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 12


Perspektywa Andy'ego
Będąc na miejscu wszyscy żwawo wysiedliśmy z aut i udaliśmy się do barierek. Ochroniarz wpuścił nas bez najmniejszego problemu. Po upływie zaledwie dwóch minut siedzieliśmy już w loży.Jak zwykle Ash i Jake skoczyli do baru po alkohol. W tym czasie omawialiśmy setliste na koncert. Zawsze robiliśmy to na ostatnią godzinę. Na poprzednim koncercie, który miał miejsce w San Francisco nie zagraliśmy Coffin, dlatego teraz fani będą mogli ją usłyszeć. Do niej dochodzi również między innymi Goodbye Agony, I am bulletproof i In the End. W momencie gdy skończyliśmy omawiać setliste, do naszego towarzystwa wrócili muzycy, niosący nam tacę ze szklankami wypełnionymi najrozmaitszym alkoholem. Zwinnym ruchem położyli tace na stoliku, po czym każdy ze zgromadzonych w loży wziął po jednym trunku.
- No to chłopaki - doszedł mnie głos Asha. Podniosłem głowę znad mojej szklanki i zobaczyłem stojącego Purdy'ego. Zastanawiałem się, co chce zrobić - Wypijmy za naszych wspaniałych fanów i za dobrą zabawę na koncercie.
- Za fanów i koncert - powtórzyliśmy wszyscy i stuknęliśmy się naczyniami.
Wypiłem najpierw jednego drinka, potem drugiego, trzeciego i już dalej nie liczyłem.
***
Do koncertu zostało około czterdziestu pięciu minut. a Ash na tamtą chwilę wyglądał niezbyt ciekawie. Tego wieczora powtarzałem mu kilkakrotnie, że ma przystopować, ale nie posłuchał mnie. Zachował się jak gówniarz, a ma trzydzieści lat! Jednak to Ashley Purdy, on się chyba nigdy nie zmieni.
- Ty koleżko masz już dosyć - powiedziałem, wyrywając basiście z rąk szklankę wisky. Na szczęście jego i reszty, nie protestował. Pozwolił wziąć się pod ramię i zaprowadzić do taksówki, po którą nie dawno zadzwonił Jinxx. Z trudem wepchnąłem basistę do auta. Jake siedzący na miejscu pasażera podał kierowcy adres, pod który miał nas zawieść. Po chwili silnik zawył a samochód zmierzał w kierunku stadion, na którym mieliśmy dać koncert. Nie minęło nawet dziesięć minut, a byliśmy na miejscu. Przed wejściem ujrzeliśmy wielki metalowy łuk, pod nim zaś równie duży, czerwony napis Thomas & Mack Center. CC zapłacił taksówkarzowi, który z piskiem opon odjechał z parkingu. Wraz z Jake'm wlokłem basistę pod wejście na stadion. Na szczęście nie spotkaliśmy tłumu fanek, co było trochę dziwne. Po wytłumaczeniu ochroniarzowi, dlaczego wleczemy Purdy'ego, grzecznie wpuścił nas do środka. Jack był świetnym gościem i zawsze można było się z nim dogadać. To nie pierwsza taka akcja z udziałem Asha i gdyby nie pomoc ochroniarza, nie zagralibyśmy wtedy koncertu.
- Chłopaki, pośpieszcie się! - poganiał nas CC.
- Jak jesteś taki mądry to sam go nieś! - zbulwersował się Pitts.
 W końcu doprowadziliśmy szatyna do garderoby. Tam CC i Jinxx próbowali sprawić, by chodź odrobinę otrzeźwiał, Co prawda nie był on pijany, lecz było po nim widać, ze ma wypite.
Chłopacy wmasowywali w jego twarz kostki lodu, po to by wyglądał "na w miarę wypoczętego".
- Co wy robicie? - usłyszeliśmy gruby zachrypiały głos. Zwróciłem się w stronę drzwi i wtedy napotkałem czarne jak węgle oczy, które nie wiedzieć czemu, zawsze budziły we mnie strach.
- Oh...Steven... - powiedział nerwowo CC.
- Pytałem o coś. Co robicie? - spytał surowo. Mimo, iż był starszy ode mnie jedynie o jakieś dwa lata, to budził we mnie ogromny respekt. Mógł mieć około metr osiemdziesiąt, do tego był znacznie bardziej umięśniony niż całe Black Veil Brides razem wzięte. Na pozór był surowy, jednak był naprawdę ciepłym i towarzyskim człowiekiem.
- Mamy powiedzieć prawdę? - spytał niepewnie Jake.
- No raczej. Wiesz, że nie lubię być okłamywany - założył ręce na piersi.
- W skrócie Ash się narąbał - poklepałem naszego managera po plecach.
- Że co? - przeciągnął dłonią po twarzy - Ludzie, nie jesteście już dziećmi. Zresztą przywykłem. Idźcie na scenę - wszyscy już gotowi kiwnęliśmy głową na tak i ruszyliśmy w stronę sceny.
Narrator
Widownia po brzegi wypełniona była fanami Black Veil Brides, skandującymi nazwę ich zespołu. Trzymali oni w rękach neonowe lampki, niektórzy plakaty z różnymi komunikatami. Prawie wszyscy ubrani na czarno. 
  Światła dotąd oświetlające stadion zgasły. Zapanowała cisza. Na scenie pojawiła się mgła, która po części przeniosła się na publiczność. Wszyscy wyczekiwali momentu, w którym ujrzą swoich idoli. Wtem rozbrzmiały gitary oraz perkusja. Na scenie pojawiło się czworo członków BVB. Po chwili słyszalny był wokal Andy'ego. Rozpoczęli koncert piosenką Rebel Love Songs. Następna była Coffin, później Goodbye Agony. Ash do tamtej pory trzymał się nieźle. Jednak z minuty na minutę zachowywał się coraz dziwniej. W końcu podszedł bliżej do krawędzi sceny, by przywitać się z fanami. Nieoczekiwanie dla nich basista skoczył ze sceny. Pozostali członkowie przestali grać, słyszalne były jedynie piski fanek. Andy skoczył w publiczność pomóc przyjacielowi. Wtedy usłyszał jego stłumione jęknięcia.
Perspektywa Andy'ego
- Purdy, kretynie! Co ci przyszło do tego głupiego łba?!
- Chciałem przywitać się z fanami - jęknął. Na to garstka fanów stojąca najbliżej zaczęła się śmiać.
- Boli?
- Nie kurwa, łaskocze.
- Spokojnie, spokojnie - powiedział Jinxx.
- Nie spokojnie! Chyba złamałem rękę. 
- Pięknie, po prostu fantastycznie.Z dwojga złego lepiej, że rękę niż coś innego...
- Przecież tego nie da się złamać - poruszył brwiami i udawał idiotę.
- A skąd wiesz, że chodziło mi właśnie o TO?
- Ymmm - głupio się uśmiechnął.
- Jebany zboczeniec - skomentowałem.
- No co? Nie bez powodu jestem Deviant'em. Ale to teraz najmniej ważne. Ludzie, hallo? Chyba złamałem rękę!
- No nie wierze! Po raz pierwszy dla Purdy'ego liczy się coś bardziej niż przyrodzenie! Które i tak pewnie nie jest za wielkie... - zakpiłem.
- Wczoraj inaczej mówiłeś....
-  Cooo?! - krzyknęli zszokowani członkowie BVB.
- Jaja sobie z was robi i ze mnie przy okazji - wytłumaczyłem.
- A mówiłeś że ci się podobało - dodał po chwili basista.
- Morda Purdy!
- Dobra, dobra. Może mnie stąd podniesiecie, co? Ta ręka mi zaraz odpadnie.
- Fajnie by było - prychnąłem.
- Stul pysk i podnieś mnie mój mały Batmanie - wyszczerzył zęby. Zrezygnowany pomogłem Ashley'owi wstać 
- Przypomnij mi, żebym cie zabił.
- Z tym do Jinxx'a. Ja mam kiepską pamięć.
- No proszę, jeszcze na żarty ci się zbiera, palancie. Szkoda, że ci mordy ten beton nie wyprostował - wkurzyłem się. Miałem dość dziecinnego zachowania kumpla.
- Nie dyskutuj z nim Andy. On jest pijany - powiedział do mnie Jake.
- Racja.
Wziąłem Asha pod ramię i zaprowadziłem go do garderoby. Usadowiłem jego ciało na fotelu i przyjrzałem się jego przedramieniu. Było ono opuchnięte i lekko sine.
- Ash, jakim ty jesteś idiotą. 
- Nie powtarzaj mi tego. Wystarczy, że mama mi to wciąż mówiła - uśmiechnął się głupkowato. Podszedłem do niego bliżej i klęknąłem na jedno kolano, by lepiej przyjrzeć się ręce kolegi.
- Andy, jaki ty jesteś brzydki - skomentował cicho Purdy.  Boże trzymaj mnie, bo go chyba zapierdole zanim przyjedzie pogotowie.
- Przynajmniej nie mam ryja jak multipla - zaśmiałem się.
- Nie przeginaj, mój mały Batmanie.
Wtem do garderoby wszedł Jinxx wraz z dwoma sanitariuszami. Podeszli oni do basisty i przyjrzeli się opuchliźnie, po czym  poinformowali o konieczności zabrania Purdy'ego do szpitala. Myślałem, że uduszę tego kretyna gołymi rękami. Jednak nie mogłem tego zrobić. CC w tym czasie poszedł zawiadomić fanów o zaistniałej sytuacji i przeprosić za przerwanie koncertu. Ja z Jinnx'em zaś pojechaliśmy za karetką, która zabrała Purdy'ego. Jadąc samochodem buzowała we mnie krew. Byłem wścikły, że przez basistę musieliśmny przerwać koncert, tym samym zawodząc naszych fanów. Bałem się jedynie tego, że o wszystkim dowiedzą się media. Paparazzi są teraz wszędzie, także nie byłbym jakoś bardzo zdziwiony. Jednak miałem nadzieję, że tak się nie stanie
***
- To wszystko w tym temacie. Teraz możecie porozmawiać z pacjentem - powiedział wąsaty doktor z niespotykanie siwymi oczami.
- Dziękujemy, doktorze - powiedzieliśmy równocześnie z Pitts'em i weszliśmy do sali, w której leżała nasza łamaga. Wtedy dojrzałem gips na jego lewej ręce.
- Brawo Ash, jesteś zajebisty.
- Wiem - powiedział dumnie.
- To był sarkazm, tłuku - ręka Jake'a spotkała się z czołem.
- Ciekawy jestem, jak to teraz będzie. Debilu, z własnej głupoty złamałeś rękę!
- Przestań robić mi wyrzuty! Każdy ma prawo do błędów.
- Tylko że ty popełniasz je za często. Przez ciebie odwołaliśmy koncert.
- Nie trzeba było dawać mi pić.
- Jake trzymaj mu bo mu przyjebie! 
- Spokojnie Biersack, spokojnie - uspokajał mnie gitarzysta. Myślałem, że zaraz nie wytrzymam, Ash jest dorosły i sam za siebie odpowiada, dlatego nie będzie zwalał winy na nas, gdy to on zawinił.
Nagle usłyszałem dźwięk płynący z mojego telefony. Powoli wyjąłem telefon z tylnej kieszeni i spojrzałem na ekran wyświetlacza. Dzwoniła Clary. Szybko odebrałem połączenie.
- Halo?
- Andy? Coś nie tak?
- Wszystko jest nie tak - powiedziałem załamany.
- Co się dzieje? - spytała zmartwiona.
- Największy imbecyl na świecie złamał rękę i musieliśmy przez niego odwołać koncert.
- Mam rozumieć, że chodzi o Ash'a.
- No popatrz, jaka rozumna z ciebie dziewczynka- uśmiechnąłem się mimowolnie do telefonu.
- Uznam to za komplement. Plany wam się nie zmieniają? Nadal jedziecie do rodziców Purdy'ego?
- Tak. Wrócimy za dwa dni.
- Okey.
- Odezwę się potem. Do usłyszenia.
- Do usłyszenia.
Zaraz po zakończeniu rozmowy z młoda Davies, zadzwoniłem do mamy basisty i poinformowałem o obecnej sytuacji. Kobieta odebrała to co najmniej jakby mężczyzna walczył o życie, ale przywykłem. Zawsze przesadnie się o niego martwiła.
- Tak, proszę pani. Jest w porządku - Przyjedziemy rano - Do zobaczenia.
Po jakże wyczerpującej rozmowie z panią Rebecą, spocząłem na fotelu  obok szpitalnego łóżka. Oprócz złamanej ręki Ashley miał jeszcze niewielkie wstrząśnienie mózgu, lecz o tym nie wspomniałem jego mamie. Wiem, że basista nie chciałby jej odwiedzin, ponieważ kobieta wzięłaby go w krzyżowy ogień pytań. Lekarz powiedział mi i Pitts'owi, że będziemy mogli wziąć basiste już jutro, także spokojnie mogłem powiadomić panią Purdy o naszej jutrzejszej wizycie. Reszta BVB natomiast po moich namowach postanowiła udać się do hotelu.
- Skoczę po wodę. Też chcesz? - spytał Jake.
- Jasne.
Gitarzysta wyszedł, a ja spojrzałem na twarzy Ash'a. Nadal byłem na niego zły, jednak mogłem go powstrzymać przed spożyciem takiej ilości trunku, ale tego nie zrobiłem. Zaczęły dręczyć mnie lekkie wyrzuty sumienia. Nagle coś błysło mi przed oczami. Byłem pewien, że był to flesz. Gdy spojrzałem w okno tylko się w tym upewniłem. Za nim stał wścibski paparazzi, który szybko się ulotnił.
- No to mamy przejebane - powiedziałem na głos, chowając twarz w swoich dłoniach



---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No to tak. Jest i 12 rozdział. Przepraszam, ze tak długo nic nie dodawałam, ale byłam na wycieczce. Tak więc, jak podoba się rozdział? Szczerze to nawet jestem z niego zadowolona. Mniej więcej jest taki, jaki chciałam. Co prawda dialogi miały być ciut inne, ale riposty wyleciały mi z głowy. Dalej nie przynudzając żegnam się z wami :* Do następnej notki.

9 komentarzy:

  1. Jak zawsze świetne! Włoski paparazzi? Ciekawie ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział! :D
    Kocham BVB (i ogólnie te gatunki muzyki) więc każdy rozdział czytam z zaciekawieniem!
    Ash schlany na koncert? No cóż to w końcu nikt inny jak Ashley Fucking Purdy! Można się było tego po nim spodziewać... XD i jeszcze ten paparazzi! Faktycznie jak to wycieknie to...aż boję się pomyśleć...
    Czekam na next'a i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No to mamy przejebane..:/ zajebisty rozdział, czekam na kolejny :3
    http://moveshakehidex.blogspot.com/
    http://its-our-life-chlebosze.blogspot.com/
    http://wild-ones-will-not-die.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej! Polubiłam przez to opowiadanie cały zespół xD Hyhyhy - BRAWO JA! xDDD

    Serio - rozdział świetny ;) Ten cały paparazzi to niezbyt dobrze...... Uch, jak się to wyda to nie wolę nie myśleć.... mogę być niezłe kłopoty.

    Nie chcę już spamować komentarzami, więc tu napiszę, że zapraszam na rozdział 1 ;)
    http://instant-fanfiction.blogspot.com/
    http://www.wattpad.com/story/39877785-instant-harry-styles
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetny blog. Dopiero niedawno natrafiłam na niego, ale bardzo mi się podoba i na pewno będę czytać. Do następnego. Pozdr ;-)

      Usuń
  5. Haha, ale się uśmiałam xD
    Ashley, masz mózg wielkości orzecha... Zapomniałam, ty nie masz mózgu!
    O Bożę ten paparazzi... Nie będzie dobrze xD
    Jak w ogóle można iść schlanym na koncert :D
    Sorry za te wszystkie xD, ale jestem do tego przyzwyczajona :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Znalazłam twoje opowiadanie dzisiaj i przeczytałam je na jednym wydechu.
    Cudowne! <3
    I najebany Ash na koncercie <3


    poprzedni komentarz mi sie sam usunal ;/

    zapraszam do siebie :)
    jutro powinnam dodać prolog :D
    http://saviorbvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń